Autor Wątek: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)  (Przeczytany 377630 razy)

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #75 dnia: 16 Czerwiec 2016, 14:35:09 »
  Młodszy maszynista, Mariusz R., na pewno nie przyjął z entuzjazmem tego polecenia. Po raz pierwszy od dziesięciu miesięcy pełnienia obowiązków służbowych na tym stanowisku musiał się nie tylko posługiwać takim nieco archaicznym aparatem telefonicznym, ale jeszcze do tego zażądać przysłania lokomotywy pomocniczej. To też dość niechętnie opuścił lokomotywę i udał się w kierunku Miastka, by wykonać polecenie swego przełożonego. Po drodze, orientując się za pomocą namalowanych na słupach telefonicznych strzałek, po przejściu około 270m. dotarł do pierwszego napotkanego gniazdka telefonicznego. Spróbował się połączyć przenośnym telefonem, ale to mu się – nie wiadomo dlaczego – nie udało. Mariusz R. pomyślał więc, że gniazdko telefoniczne było uszkodzone. Poszedł dalej i po przejściu około 300m dotarrł do następnego gniazdka telefonicznego – jego zdaniem też nieczynnego. Tak samo uszkodzone miało być trzecie gniazadko. W ten sposób doszedł do przejazdu strzeżonego położonego na 115,229 km. Tam przedstawił się kim jest i dróżnik przejazdowy, Halina P., połaczyła go z dyżurnym ruchu stacji Miastko, Waldemarem K. Mariusz R. poinformował go, że na szlaku Miastko – Słosinko na 119,0 km stoi zepsuta lokomotywa poc. towarowego 7782 i maszynista prosi o ściągnięcie poc. lokomotywą pomocniczą do Miastka. Dyżurny ruchu stacji Miastko, Waldemar K., nie sprawdził czy rzeczywiście 119 km znajduje się na szlaku Słosinko – Miastko, jak również nie zażądał  bliższych danych od młodszego maszynisty, Mariusza R., co do miejsca postoju oraz osłonięcia tego poc.
  Dróżnik przejazdowy przejazdu strzeżonego (położonego na 115,229 km szlaku Słosinko – Miastko), Halina P., wiedząc przecież, na którym kilometrze znajduje się obsługiwany przez nią przejazd, a niedawno również obserwując przejeżdżający poc. 7782, nie zwróciła uwagi młodszemu maszyniście ani też dyżurnemu ruchu, że poc. nie mógł stać na 119 km i zachowała się dziwnie obojętnie.
Meldunek ten Waldemar K. zgłosił dyspozytorowi odcinkowemu, Elżbiecie K,. podając oczywiście, że poc. 7782 stoi z uszkodzoną lokomotywą na 119 km szlaku Słosinko – Miastko ii pani dyspozytor przyjęła to bezkrytycznie, choć 119 km znajduje się na sąsiednim szlaku Miastko – Kawcze. Następnie poleciła wysłać ze stacji Słosinko lokomotywę na pomoc poc. 7782 jako poc. “Rat-1”. Skoro już zapadła decyzja, dyżurny ruchu Waldemar K., przekazał telefonicznie młodszemu maszyniście, Mariuszowi P,. że lokomotywa pomocnicza przybędzie od stojącego poc. ze stacji Słosinko i Mariusz R. ruszył w powrotną drogę do lokomotywy ST44-737, to jest do czoła poc. 7782.
Teraz dyżurni ruchu stacji Słosinko i Miastko przystąpili do działania. Dyżurny ruchu stacji Słosinko, Kazimierz G., zamknął szlak Słosinko – Miastko o godz. 06:35 13-09-1985, aby ściągnąć unieruchomiony poc. 7782 stojący na 119 km, co obaj dyżurni ruchu wpisali do prowadzonych przez nich dzienników ruchu z tym, że nadawcą tego telefonogramu był dyżurny ruchu “Sn”, Kazimierz G., a przyjmującym “Mi”, Waldemar K.
Podobnie jak dyżurny ruchu na stacji Miastko, tak też dyżurny ruchu, Kazimierz G., nie zastanowili się czy na szlaku Słosinko – Miastko jest 119 km, czy też nie i przeszli nad tym do porządku.
Po dokonaniu tych zapisów dyżurny ruchu stacji Słosinko, Kazimierz G., wypisał rozkaz szczególny “S” dla poc. “Rat-1”. Rozkaz zawierał m.in.:
- polecenie wyjazdu ze stacji Słosinko obok semafora wyjazdowego “F2” wskazującego sygnał “stój” na sygnał “Nakaz jazdy” oraz w rubryce 4 polecenia “Inne”;
- jazda do 119 km, aby ściągnąć unieruchomiony poc. 7782 do stacji Miastko.
Rozkaz ten został wydany o 06:40 i nie zawierał podstawowych stwierdzeń i poleceń, że jazda poc. nr “Rat-1” miała odbyć się po torze zamkniętym szlaku Słosinko – Miastko, ograniczenia prędkości do 30km/h oraz powrotu ze szlaku (poc. nie mógł być ściągnięty do Miastka) (postanowienia § 70 ust. 9, oraz §75 ust. 4 pkt.5, ust 11 R-1).
  Teraz dyżurny ruchu stacji Słosinko, Kazimierz G., ustawił semafor wjazdowy na sygnał "stój" i rozwiązał drogę przebiegu poc. towarowego 7782 na wjazd do Słosinka, uzyskał telefonicznie zgodę dyżurnego ruchu stacji Miastko na wyprawienie poc. "Rat-1" po torze szlakowym zamkniętym oraz przygotował drogę przebiegu na wyjazd tego poc. na szlak zamknięty i udał się do lokomotywy ST44-988 z blokiem rozkazów szczególnych "s". Tam wręczył maszyniście, Jerzemu M., lub jego pomocnikowi młodszemu maszyniście, Piotrowi N., (komisja dochodzeniowa wobec sprzecznych wyjaśnień, nie zdołała ustalić, któremu z nich wręczył Kazimierz G.) blok rozkazów przez otwarte okno kabiny maszynisty, i jak twierdził dyżurny ruchu Kazimierz G. wyraźnie powtórzył treść rozkazu szczególnego "S" podkreślając słownie, że lokomotywa ta pojedzie po torze zamkniętym, a poc. 7782 stai w pobliżu stalowego motu. Jeżeli ta informacja rzeczywiście została podana, przez dyżurnego ruchu, to nasuwają się duże wątpliwości, czy maszynista lub jego pomocnik usłyszeli ją przy głośnej pracy silnika lokomotywy. Po chwili blok rozkazów tą samą drogą, tj. przez okno, został zwrócony dyżurnemu ruchu z podpisem maszynisty na pierwszym egzemplarzu. Bezsporne jest to, że maszynista Jerzy M. nie porównał treści otrzymanego rozkazu z ustną informacją dyżurnego ruchu, ani też nie skonfrontował go ustnie z dyżurnym ruchu (§75 ust. 11 przepisów R-1). Dyżurny ruchu, Kazimierz G., podał światłem "Nakaz jazdy" i maszynista Jerzy M., uruchomił lokomotywę rozwijajac na dosyć krótkiej drodze prędkość ok. 80 km/h i z taką prędkością kontynuował jazdę (przy dozwolonej do 90km/).
                                                                c. d. n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #76 dnia: 26 Czerwiec 2016, 13:26:30 »
Dyżurny ruchu stacji Słosinko, Kazimierz G., po powrocie na nastawnię wpisał do dziennika ruchu odejście poc. “Rat-1” o 06:42 po torze zamkniętym oraz zawiadomił o tym dyżurnego ruchu stacji Miastko.
Dodać należy, że dyżurny ruchu, Kazimierz G,. nie zawiadomił dróżnika przejazdowego przejazdu strzeżonego na 115,229km, Haliny P. zarówno o zamknięciu szlaku Słosinko – Miastko, jak i o odejściu poc. “Rat-1”. Może gdyby ją zawiadomił o zamknięciu szlaku w celu ściągnięcia poc. 7782, to byłaby jeszcze szansa, że nieprawdziwe dane tym razem zwrócą uwagę Haliny P. Wprawdzie Kazimierz G. zeznał, że zawiadomił ją, ale nie odnotował tego w rubryce 10 dziennika ruchu; natomiast Halina P. jednoznacznie zeznała, że nie została zawiadomiona o zamknięciu szlaku, ani o odjeździe ze Słosinka poc. “Rat-1”.
 Po odjeździe “Rat-1” dyżurny ruchu Kazimierz G., spoglądając na uprzednio wystawiony przez siebie rozkaz szczególny “s” dopiero teraz zorientował się, że formułując go popełnił podstawowe błędy. Chciał to jakoś naprawić i, jak podał, kilkakrotnie wezwał przez radiotelefon maszynistę lokomotywy spalinowej ST44-988, ale bez skutku. Nikt się nie odezwał z prozaicznej przyczyny – nie było na niej, jak i na stojącej na szlaku lokomotywie, radiotelefonu. Jeżeli rzeczywiście Kazimierz G. zorientował się po odjeździe poc. “Rat-1” o popełnionych nieprawidłowościach, to była to już musztarda po obiedzie.
 Maszynista poc. “Rat-1” (lokomotywy ST44-988), Jerzy M., wyjaśnił już po wypadku, że po otrzymaniu rozkazu szczególnego zrozumiał, że chodziło o ściągnięcie unieruchomionego poc. 7782 ze szlaku Miastko – Kawcze (119km znajduje się bowiem na tym szlaku) do stacji Miastko. Ok. 06:45 powrócił z przejazdu strzeżonego (położonego na 115,229km) młodszy maszynista, Mariusz R., i poinformował swego przełożonego maszynistę, Adama B.,  o przebiegu rozmowy z dyżurnym ruchu stacji Miastko oraz o tym, że ze stacji Słosinko nadejdzie lokomotywa pomocnicza. Dopiero teraz maszynista Adam B., przypomniał sobie, że należy od strony Słosinka osłonić czoło poc. 7782. Zabrał więc do ręki puszkę ze spłonkami oraz latarkę i pobiegł jak tylko mógł najszybciej w kierunku Słosinka. W kabinie lokomotywy ST44-737 pozostał młodszy maszynista. Mariusz R,. który po chwili zauważył z kabiny w odległości około 200-300m oświetlenie drzew ściany lasu światłami czołowymi lokomotywy nadjeżdżającej od strony Słosinka po łuku toru. W tym momencie maszynista, Adam B., znajdował się około 100-150m od czoła poc. 7782. Gdy Adam B. znalazł się w polu świateł czołowych poc. “Rat-1”, zaczął światłem latarki podawać sygnał “stój”. Zaskoczony tym maszynista poc. “Rat-1”, Jerzy M., niezwłocznie użył hamulca nagłego hamowania; koła lokomotywy ST44-988 wpadły w poślizg przy prędkości 69km/h. Należy tu podkreślić, że nagłe hamowanie nie spowodowało sypanie piasku pod koła lokomotywy z prostej przyczyny: w piasecznicy nie było piasku. Ale dlaczego? – czyżby nie znano, lub też nie respektowano obowiązujących przepisów?
  Widząc nadjeżdżającą lokomotywę młodszy maszynista, Mariusz R., wyskoczył z kabiny lokomotywy ST44-737 na skarpę wykopu i co sił w nogach uciekał na skraj lasu. Wtedy też około 06:48 nastąpiło czołowe zderzenie lokomotywy “Rat-1” (ST44-988) z poc. towarowym 7782.
  W wyniku tego zderzenia obrażeń doznał młodszy maszynista lokomotywy ST44-988, Piotr N., poważnie uszkodzone zostały obydwie lokomotywy (ich kabiny wraz z wyposażeniem, zderzaki, czołownice, ramy wózków i ostojnice) oraz wykolejone i uszkodzone trzy wagony towarowe, a sam skład poc. 7782 został cofnięty wskutek zderzenia o kilkadziesiąt metrów w kierunku Miastka.
  Maszynista, Adam B., i jego pomocnik Mariusz R., zaraz po zderzeniu pobiegli na pomoc drużynie lokomotywy spalinowej. Maszynista Jerzy M., wyszedł cało, bez kontuzji, natomiast jego pomocnikowi, Piotrowi N., należało udzielić odpowiedniej pomocy lekarskiej. Tym razem inicjatywę i działanie przejął maszynista, Adam B. Wierząc swemu pomocnikowi, Mariuszowi R., że wypadkowe gniazdka telefoniczne na słupach linii napowietrznej są nieczynne, albo uszkodzone, pobiegł na przejazd strzeżony położony na 115,229km szlaku Słosinko – Miastko i stamtąd przekazał telefonicznie dyżurnemu stacji Miastko informację o zderzeniu się na 113,980km lokomotywy ST-988 luzem z poc. 7782 i zażądał pomocy dla poszkodowanego młodszego maszynisty oraz krótko opisał zderzenie i uszkodzenia pojazdów. Tym razem został prawidłowo podany kilometr zderzenia się poc., a więc z niedużym odchyleniem również miejsce wcześniejszego zatrzymania czoła poc. 7782 na szlaku Słosinko – Miastko.
Teraz rozdzwoniły się telefony. Wzywano pogotowie ratunkowe i poc. narzędziowy, meldowano o wypadku przełożonym i organom ścigania, zawiadomiono, a zarazem wzywano członków rejonowej komisji dochodzeniowej, a poza tym zbierano fakty dotyczące okoliczności wypadku. Przy okazji nie obyło się bez wskazywania mniej lub bardziej winnych popełnionych błędów i nieprawidłowości. Znaleźli się i tacy, którzy różnymi sposobami przedwcześnie usiłowali ustalić sprawców wypadku i – zależnie od tego , jaką służbę reprezentowali – przerzucić odpowiedzialność za spowodowanie wypadku z jednych pracowników na drugich udzielając przy tym wskazówek, jak mają się tłumaczyć przed komisją dochodzeniową. rady te byłyby może korzystne dla sprawców wypadku, gdyby ich doradcy nie grzeszyli zacietrzewieniem i partykularyzmem oraz – co najgorsze – niedostateczną znajomością podstawowych przepisów i instrukcji służbowych, obowiązujących personel wykonawczy bezpośrednio związany z obsługą ruchu pociągów i wykonywaniem manewrów.
                                                                  c.d.n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #77 dnia: 21 Lipiec 2016, 21:56:43 »
  Słuchając zatem doradców, jak i na podstawie własnych refleksji, niektórzy z zainteresowanych bezpośrednio lub pośrednio przyczynami i okolicznościami powstania tego wypadku usiłowali odpowiednio skorygowano zapisy w dokumentach, by pomniejszyć czy też nawet wyeliminować swe zaniedbania, a tym samym odpowiedzialność. Trzeba jednak zaznaczyć, że takie poczynania są z reguły bezprzedmiotowe, ponieważ komisja dochodzeniowa, składająca się z fachowców, nie da się łatwo wyprowadzić w pole. Łatwiej natomiast zaszkodzić sobie, bo takie postępowanie nazywa się po prostu matactwem. Komisja rejonowa wyjaśniła niektóre opinie wcześniej zagadnienia, a w tym:
- rzekomą niesprawność wypadkowych gniazdek telefonicznych umieszczonych na slupach napowietrznej sieci telefonicznej i niemożności porozumienia się młodszego maszynisty poc. 7782, Mariusza R. Okazało się, że gniazdka, z których nie mógł, albo lepiej nie potrafił, skorzystać Mariusz R., były sprawne, te na 114,2, 114,5, 114,65 km. itd. Można wiec zasadnie przypuszczać, że Mariusz R. nie umiał posługiwać się przenośnym telefonem i korzystać z wypadkowych gniazdek telefonicznych lub nie próbował z nich korzystać i udał się od razu na przejazd strzeżony położony  na 115,229km,
- odrębną sprawą był brak piasku w piaskownicy lokomotywy ST44-988, jadącej jako poc. Rat-1. Należy zdać sobie sprawę z tego, że przy nagłym hamowaniu lokomotywy (przed zderzeniem) piasek sypiący się na szyny znacznie zwiększyłyby współczynnik tarcia kół, a tym samym skuteczność hamowanie i najprawdopodobniej wyeliminowałby poślizg kół. Brak piasku w piasecznicy miał niewątpliwie wpływ na wielkość szkód. Dlatego też lokomotywownie powinny zdawać sobie sprawę z roli piasku w czynnych piaskownicach i pamiętać, aby były pełne.
  Przystępując do merytorycznego omówienia postępowania niektórych pracowników, których działalność związana była była z powstaniem wypadku, należy zauważyć, że niektórzy pracownicy odbywajacy służbę w czasie wypadku wystawili nie tylko sobie, ale również swoim przełożonym, a zwłaszcza instruktorom i bezpośrednim zwierzchnikom, złą opinię o poziomie przygotowania zawodowego na zajmowane przez nich stanowiska. ,
  Dyżurny ruchu stacji Słosinko Kazimierz G.
* w rozkazie szczególnym "S" wręczonym maszyniście poc. Rat-1 (lokomotywa ST44-988) nie wpisał, że:
- jazda tego poc. ma odbyć się po torze szlakowym zamkniętym,
- prędkość jazdy po torze szlakowym zamkniętym nie może przekraczać 30km/h,
- nie wskazał jak miał nastąpić powrót do stacji ze ściąganym poc. 7782,
* umieścił  niewłaściwy kilometr zatrzymania sie poc. 7782,
* wątpliwa jest sprawa  ustnego poinformowania maszynisty o treści wręczonego rozkazu szczególnego "S"
* nie zawiadomił dróżnika przejazdu strzożnego na 115,229km o zamknięciu szlaku Słosinko - Miastko i od odejściu ze Słosinka poc. Rat-1.
  Naruszył on postanowienia §70 ust.9, 11, §74 ust. 4, pkt. 5, ust. 11; §104 ust. 4, 8 przepisów ruchu R1.
                                                             c.d.n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #78 dnia: 07 Grudzień 2016, 10:58:44 »
   Maszynista poc. 7782 Adam B.:
- nie dokonał osobiście osłonięcia poc. 7782 stojącego na szlaku Słosinko - Miastko, lub nie polecił tego swemu pomocnikowi, młodszemu maszyniście, Mariuszowi R.,
- błędnie przekazał informację swemu pomocnikowi, młodszemu maszyniście, Mariuszowi R., że czoło poc. 7782 znajduje się na 119 km, którego to kilometra  na szlaku Słosinko - Miastko nie ma.
  Naruszył on postanowienia: §80 ust. 31 pkt.4, ust. 32, 33, przepisów R1.
  Dyżurny ruchu stacji Miastko, Waldemar K.:
- nie upewnił się, na którym szlaku znajduje się 119km przed żądaniem od dyżurnego ruchu stacji Słosinko wysłania lokomotywy pomocniczej w celu ściągnięcia unieruchomionego poc. 7782 i błędnie podał temu dyżurnemu ruchu kilometr 119 postoju poc. 7782
- przyjmując meldunek od młodszego maszynisty, Mariusza R, o uszkodzeniu lokomotywy poc. 7782 nie upewnił się, czy poc. ten został osłonięty i nie zażądał jego osłonięcia.
  Naruszył on postanowienia: §80, ust. 31 pkt. 1, 4; §87 ust. 1, 6 przepisów ruchu R1.
 Maszynista poc.  nr "Rat1" (lokomotywy ST44-988) Jerzy M.:
- nie porównał treści rozkazu szczególnego "S" otrzymanego od dyżurnego ruchu stacji Słosinko z ustnym powiadomieniem tego dyżurnego o treści rozkazu szczególnego.
  Naruszył on postanowienia §75 ust. 11 i §52 ust. 5 przepisów ruchu R1.
  Młodszy maszynista poc. 7782 (lokomotywy ST44-737), Mariusz R.:
- błędnie podał dyżurnemu ruchu stacji Miastko miejsce zatrzymania i postoju poc. 7782 na 119 km szlaku Słosinko - Miastko, zamiast na 113, 9km,
- nie zwrócił uwagi maszyniście, Adamowi B, na konieczność osłonięcia stojącego na szlaku poc. 7782 oraz nie przystąpił do osłonięcia tego pociągu.
  Naruszył on postanowienia §80 ust. 31 pkt. 4, §84 ust. 4 pkt. 2b przepisów ruchu R1.
  Dróżnik przejazdowy przejazdu strzeżonego na 115,229 km szlaku Słosinko - Miastko, Halina P.:
- która nie zwróciła uwagi młodszemu maszyniście i dyżurnemu ruchu stacji Miastko, że 119 km był błędnie podany, jako miejsce zatrzymania się czoła poc. 7782 wiedząc, że na szlaku Słosinko - Miastko takiego kilometra nie ma.
  Dyspozytor odcinkowy Rejonu Przewozów Kolejowych, Elżbieta K.:
- nie reagowała i zgodziła się na źle podany kilometr (119 km) postoju poc. 7782 na szlaku Słosinko - Miastko; dlatego m.in. znalazło się potem polecenie w rozkazie szczególnym "S" wydanym maszyniście poc. nr "Rat.1", że poc. nr 7782 należy ściągnąć do stacji Miastko, co było poważnym nieporozumieniem,
- nie interesowała się czasem pracy drużyn trakcyjnych lokomotywy ST44-737 i ST44-988, które to drużyny w chwili wypadku pracowały już 15 godzinę.
  Dyspozytor trakcyjny Roman J.:
- nie interesował się czasem pracy drużyn trakcyjnych lokomotyw ST44-737 i ST44-988, które to drużyny w chwili wypadku pracowały już 15 godzinę.
  Maszyniści lokomotyw: ST44-737 Adam B. i ST44-988 Jerzy M.:
- którzy nie zgłosili dyspozytorowi trakcji lub dyspozytorowi odcinkowemu ruchu tego, że zbliżali się, a następnie przekroczyli 10 godzin służby.
  Wypadek ten (jak i podobne) ujawnił braki w wyszkoleniu i w praktycznym przygotowaniu pracowników do wykonywania czynności służbowych w przypadku zakłócenia ruchu pociągów. Niech więc stanie się przestrogą, niech będzie wykorzystywany do szkolenia pracowników. Uczmy się na błędach innych.
                                                                                              Tekst inż. Władysław Ryński

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #79 dnia: 20 Grudzień 2016, 16:04:28 »
  Porzekadła ludowe, jak wiadomo powstały z doświadczeń i z mądrości narodu, i nadal w życiu codziennym mają swoje potwierdzenie. Można by tu przytoczyć takie porzekadła, jak “dopóty dzban wodę nosi, dopóki się ucho nie urwie”, albo też “kurczę mądrzejsze od kury” oraz jeszcze kilka innych. ale o co chodzi, może zapytać czytelnik. Spieszę więc z odpowiedzią, że chodzi o okoliczności i przyczyny zbiegnięcia 25-06-1985 ze stacji Bartnica składu manewrowego.
  Nim jednak zostanie przedstawiony przebieg oraz przyczyny powstania tego wypadku, należy w możliwie jak największym skrócie omówić niektóre warunki techniczne stacji Bartnica, które nakazywały rygorystyczne przestrzeganie zasad wykonywania manewrów.
  Bartnica, mała stacja (na odcinku linii dwutorowej Kłodzko – Wałbrzych) położona jest w poziomie, ale od strony sąsiedniej stacji Ludwikowice Kłodzkie, niemal za pierwszą zwrotnicą wjazdową, rozpoczyna się znaczne pochylenie (spadek) torów szlakowych, wynoszące ponad 11‰ i praktycznie z różnymi odchyleniami) obejmującym spadki do 13‰, ale też stosunkowo niedługie odcinki w poziomie). Ciągnie się ono na długości ponad 30km o średniej warości ok. 8,6‰
Jednym z poważnych zadań stacji Bartnica, oprócz rutynowej działalności techniczno-eksploatatcyjnej przy prowadzeniu ruchu poc., była obsługa bocznicy kolejowej Kopalni Skalnych Surowców Drogowych w Świerkach. W związku ze zwiększeniem od kilku lat produkcji tej kopalni i przy niewystarczającej pojemności torów bocznicy, za zgodą byłej DRKP ładowano do wagonów kamień i jego przetwory na torach ogólnoładunkowych nr 7 i 9, w okręgu nastawni wykonawczej Br2, położonych w stosunku do bocznicy po drugiej stronie torów stacyjnych. Przywożono tam kamień samochodami i ładowano go ładowarką na wagony. Powodowało to konieczność podstawiania lokomotywą kolejno próżnych wagonów pod ładowarkę, a to czyniło nieodzowne jazdy lokomotywą zakładową wraz z ustawiaczem po torach PKP stacji Bartnica od strony nastawni wykonawczej Br1 (tj. od strony stacji Ludwikowice Kłodzkie), po torze nr 1, obok nastawni dysponującej Br (znajdującej się pośrodku stacji) do okręgu nastawni wykonawczej Br2, gdzie znajdowały się nowe tory ogólnoładunkowe.
Kopalnia Surowców Skalnych miała:
- drużynę manewrową (zwykle był to ustawiacz) i drużynę trakcyjną do obsługi lokomotywy zakładowej, tj. kierowcę lokomotywy (maszynistę). Nadto do tego zespołu manewrowego należał operator ładowarki, z zasady z uprawnieniami kierowcy lokomotywy zakładowej,
- lokomotywę spalinową (zakładową) typu 409Da o następującej charakterystyce: ciężar w stanie roboczym 24t, nacisk na oś 12t , moc silnika 180KM, dopuszczlna szybkość konstrukcyjna 30km/h, wydajność sprężarki powietrznej 700 m3/min, hamulec zespolony typu Knorra.
    Wyżej wymienieni pracownicy mieli odpowiednie egzaminy kolejowe na zajmowane przez nich stanowiska służbowe, a lokomotywa pod względem technicznym spełniała wszystkie wymagane warunki formalnego dopuszczenia jej do ruchu po torach PKP na stacji Bartnica. Tak więc brakowało tylko pisemnego zezwolenia na jazdy tej lokomotywy po torach stacyjnych. Zapomniano sprawę załatwić do końca w byłej DRKP. Niewystąpił też o takie zezwolenie zawiadowca stacji Bartnica, nie dopatrzyli się pod tym względem nieprawidłowości kontrolerzy i instruktorzy wizytujący i sprawdzający wielokrotnie pracę tej stacji. Brak zaś takiego zezwolenia. powodował – zgodnie z przepisami – konieczność pilotowania każdej jazdy lokomotywy zakładowej po torach stacyjnych przez pracownika stacji Bartnica, to jest przez nastawniczego z nastawni wykonawczej lub przez samego dyżurnego ruchu, bo dyżuny ruchu nie miał innego pracownika do dyspozycji.
Ze względu na to, że jazdy lokomotywy zakładowej były bardzo częste, sytuacja trwała od dłuższego czasu, a nadto, że kierownicy lokomotyw i ustawiacze zakładowi znali dobrze układ terenowy stacji i jej warunki techniczne, więc utarło się, że jazdy lokomotywy zakładowej po torach PKP, a przy okazji, od czasu do czasu, lokomotywą tą wykonywano manewry wagonami dla potrzeb stacji.
W regulaminie technicznym stacji Bartnica oraz w regulaminie pracy transportu kolejowego bocznicy na podstawie postanowień instrukcji o pracy manewrowej (R34) i warunków lokalnych stacji ustalono m.in. następujące zasady i obostrzenia wykonywania manewrów lokomotywą zakładową na torach stacyjnych i na bocznicy:
- obowiązywał zakaz wykonywania manewrów odrzutem;
- nie wolno było przetaczać więcej niż 10 osi bez obsługi hamulca ręcznego lub bez hamowania wagonów hamulcem zespolonym. W przypadku przetaczania większej liczby osi musza być wagony włączone do hamulca zespolonego zgodnie z postanowieniami § 12 ust. 34 instrukcji o pracy manewrowej R34. Próbę hamulca zespolonego przed uruchomieniem składu menewrowego przeprowadza ustawiacz zakładowy;
- łączenie wagonów ze sobą i z lokomotywą zakładową należy do ustawiacza zakładowego ;
- dyżurny ruchu stacji Bartnica nadzoruje wykonywanie manewrów na torach stacyjnych lokomotywą zakładową i w tym czasie podlegają mu ustawiacz zakładowy i kierowca lokomotywy zakładowej.
  Tyle informacji wprowadzających i należy podkreślić, że przy przestrzeganiu wyżej podanych zasad bezpieczeństwo manewrów, wykonywanych przez pracowników bocznicy Kopalni Skalnych Surowców Drogowych na torach stacji Bartnica było w pełni zagwarantowane. Ale przecież, jak złośliwy chochlik, u wielu pracowników przejawia się niedbalstwo połączone z ignorowaniem podstawowych obowiązków i z przekonaniem, że ich kwalifikacje zawodowe są aż tak wysokie, że nie tylko im wolno, ale i są rzekomo uprawnieni do lekceważenia wydumanych – w/g nich – przez jakiegoś tam biurokratę, nieżyciowych przepisów. Skutkiem tego jest oczywiście – wcześniej czy później – wypadek.
                                                                                                c.d.n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #80 dnia: 05 Styczeń 2017, 15:59:06 »
   25-06-1985 na zmianie popołudniowej w Kopalni Skalnych Surowców Drogowych na torze ładunkowym nr 9 przy załadowywaniu 14 wagonów kamieniem o różnej granulacji pracowali m.in.:
- ustawiacz  Andrzej G., który uprzednio na tym stanowisku, a następnie jako nastawniczy przez prawie 7 lat pracował na stacjach Ścinawka Średnia i Bartnica. Przed dwoma laty przeszedł on do pracy w  Kopalni Skalnych Surowców Drogowych;. znał więc nie tylko warunki lokalne stacji Bartnica, lecz także miał pełne kwalifikacje (wraz z egzaminem) na zajmowane przez niego stanowisko służbowe;
- kierowca lokomotywy spalinowej zakładowej, Andrzej L., też z pełnymi kwalifikacjami zawodowymi i kilkuletnim doświadczeniem oraz
- operator  ładowarki z pełnymi uprawnieniami na stanowisko kierowcy zakładowej lokomotywy spalinowej, Czesław K.
    Załadunek tych czternastu wagonów dobywał się w ten sposób, że pod ładowarkę podstawiano lokomotywą zakładową kolejno wagony, a ich skład popychany był po torze nr 9 w kierunku kozła oporowego tego toru, a lokomotywa zakładowa znajdowała się na tym torze od strony nastawni wykonawczej Br2 i w nastawni dysponującej Br (patrząc w kierunku Ludwikowic Kłodzkich). Około godz. 20:45 załadowano kamieniami jedenaście wagonów i pozostały jeszcze do załadunku trzy wagony, które znajdowały się bezpośrednio przy lokomotywie zakładowej.
W tym też czasie dyżurny ruchu z nastawni dysponującej Br, Jan S. wydał telefonicznie ustawiaczowi zakładowemu, Andrzejowi G., polecenie by odczepił lokomotywę zakładową od wagonów stojących na torze ładunkowym nr 9 i luzem pojechał torem nr 1 do nastawni wykonawczej Br1 (położonej od strony stacji Ludwikowice Kłodzkie) na tor nr 4 i z tego toru zabrał pięć wagonów próżnych, i odstawił je na tor zdawczy bocznicy, bowiem przerznaczone  one były pod załadunek kamienia w dniu następnym.
  Polecenie to ustawiacz, Andrzej G., przyjął bez zastrzeżeń; słyszeli je będący na podsłuchu nastawniczowie obu nastawni wykonawczych. Zaraz też Jan S. polecił nastawniczemu nastawni wykonawczej Br2 przygotować drogę przebiegu na jazdę lokomotywy zakładowej z toru ładunkowego nr 9 torem nr 1 do nastawni wykonawczej Br1, a nastawniczemu tej nastawni skierować ją z toru nr 1 na tor nr 2 i z tego toru na tor nr 4, a po zabraniu pięciu wagonów z toru nr 4 skierować je wraz z lokomotywą na tor zdawczy bocznicy kopalni. Decyzja ta podyktowana była koniecznością usunięcia taboru z toru nr 4 w celu przyjęcia na ten tor poc. zbiorowego nr 66474, którego rozkładowe przybycie do stacji Bartnica było przewidziane po godz. 21:00.
  Mimo otrzymania od dyżurnego ruchu jednoznacznego polecenia ustawiacz zakładowy, Andrzej G., nie wykonał go. Uznał bowiem, że jest ono organizacyjnie bezsensowne, a nadto poczuł się dotknięty ambicjonalnie tym, ze jakiś tam zasmarkany dyżurny ruchu wydaje mu, doświadczonemu pracownikowi kolejowemu i do tego lepiej zarabiającemu ustawiaczowi zakładowemu, polecenie przysparzające mu tylko pracy. I tak rozmyślając postanowił wykonać to polecenie dyżurnego ruchu po swojemu. Zdecydował się mianowicie lokonotywą zakładową zabrać z toru ładunkowego nr 9 czternaście wagonów (w tym jednenaście już załadowanych i trzy jeszcze próżne), pojechać z nimi na tor 4, zabrać z tego toru pięc wagonów próżnych I te pięc próżnych wraz z jedenastoma wagonami już załadowanymi odstawić na tor zdawczy bocznicy kopalni. Po wykonaniu tych czynności zamierzał on z trzema  próżnymi wagonami powrócić na tor ładunkowy nr 9, by dokończyć załadunku kamienia na te wagony. Jak pomyslał, tak postanowił zrobić. Powiadomił kierowcę lokomotywy zakładowej, Andrzeja L., o zamierzonej jeździe manewrowej oraz polecił mu doczepić lokomowy do tych czternastu wagonów, choć należało to do obowiązków ustawiacza, Andrzeja G.
  Kierowca Andrzej L., zszedł z lokomotywy, połaczył ją sprzęgami cięgłowymi i przewodu głównego hamulcowego z grupą czternastu wagonów i , jak potem podał,  otworzył kurki przewodu głównego hamulcowego przy lokomotywie i przy pierwszym za tą lokomotywą wagonie oraz podał, że właczył trzy pierwsze za lokomotywą do hamowania hamulcem zespolonym, ale próby hamulca zespolonego nie przeprowadził.
  Na pytanie, dlaczego nie włączył  więcej wagonów do hamowania hamulcem zespolonym, Andrzej L., wyjaśnił, że więcej wagonów niż te trzy pierwsze za lokomotywą nie było sensu włączać do hamowania hamulcem zespolonym, gdyż – jego zdaniem – sprężarka lokomotywy zakładowej do więcej niż trzech przewodów hamulcowych wagonowych powietrza nie nabije, a próby hamulca zespolonego można nie przeprowadzać. Dodać tu należy, że już po wypadku przy zniszconych wagonach i przy poważnie uszkodzonej lokomotywie zakładowej, w czasie ich szczegółowych oględzin stwierdzono, że kurki przewodu głównego hamulcowego były zamknięte.
W sumie to dziwne postępowanie i zachowanie się kierowcy lokomotywy zakładowej Andrzeja L.,  już bardzo niezrozumiałe, jeżeli się zważy, że te czternaście wagonów miało łącznie 28 osi, ich ciężar brutto wynosił ni mniej ni więcej tyko 460 ton, więc brak dostatecznego ciężaru hamującego bezpośrednio groził zbiegnięciem składu manewrowego ze stacji Bartnica, a tym samym bezpośrednio życiu i zdrowiu samego kierowcy lokomotywy, Andrzeja L.
                                                        c.d.n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #81 dnia: 11 Luty 2017, 17:35:45 »
  Jak już na wstępie powiedziano, skoro ustawiacz zakładowy, Andrzej G., zignorował polecenie dyżurnego ruchu, Jana S., i postanowił jechać z toru ładunkowego nr 9 na tor nr 4 składem manewrowym mającym czternaście wagonów i 28 osi, o ciężarze brutto 460 ton, to miał on bezwględny obowiązek:
- zapewnienia obsługi czynnych dwóch hamulców ręcznych wagonowych, co było niemożliwe, choćby z powodu braku manewrowych do obsługi tych hamulców ręcznych;
- przeprowadzenia próby hamulca zespolonego w składzie manewrowym o 28 osiach tak, by były w nim cztery wagony z czynnym hamulcem zespolonym (&12 ust.34, 36 instrukcji R34). W przypadku, gdyby próba hamulca zespolonego wykazała, że w tym składzie manewrowym nie było czterech wagonów z czynnymi hamulcami zespolonymi, miał on obowiązek odpowiednio zmniejeszyć liczbę wagonów tak, by zapewnić wymagany ciężąr hamulcowy lub jechać składem manewrowym liczącym do 10 osi.
Jednak i ten obowiązek ustawiacz, Andrzej G, zignorował. Powstaje pytanie, dlaczego kierowca lokomotywy zakładowej. Andrzej L., i ustawiacz, Andrzej G., tak rażąco zlekceważyli swe obowiązki? Fama niosła, że Ci dwaj pracownicy i operator ładowarki, Czesław K., w czasie posiłku wieczornego spożywali alkohol i tym można by tłumaczyć ich postępowanie, ale do tego zagadnienia jeszcze powrócę.
 Po tej dygresji, powracam do kolejności wydarzeń. Nastawniczy nastawni wykonawczej Br2 zgodnie z poleceniem dyżurnego ruchu przygotował drogę przebiegu na jazdę manewrową z toru ładunkowego nr 9 na tor nr 1 (w kierunku nastawni wykonawczej Br1) i podał ustawiaczowi zakładowemu, Andrzejowi G., przyborami sygnał “Do mnie”. Ten zaś – widząc i zdając sobie sprawę z tego, że w składzie manewrowym, liczącym czternaście wagonów (w tym jedenenaście załadowanych kamieniem) i mającym 28 osi, nie została przeprowadzona próba hamulca zespolonego i praktycznie skład ten hamowany może być tylko lokomotywą zakładową – podał kierowcy lokomotywy sygnał do odjazdu, wychodząc z założenia, że sprawa hamowania i zatrzymania składu należy do kierowcy.
  Kierowca lokomotywy, Andrzej L., beztrosko uruchomił lokomotywą zabierając na nią operatora ładowarki, Czesława K., prawdopodobnie dla towarzystwa przy kontynuowaniu tej bardzo niebezpiecznej jazdy. Po uruchomieniu składu manewrowego ustawiacz Andrzej G., wskoczył na stopień ostatniego wagonu. Tymczasem kierowca, Andrzej L., pełen fantazji i chyba samozadowolenia, wyduszał z lokomotywy szybkość tak, że już na torze nr 1 obok nastawni dysponującej Br prowadził skład manewrowy z prędkością około 10-15km/h. Dyżurny ruchu, Jan S., widząc przejeżdżajacy skład manewrowy, wybiegł z nastawni dysponującej na peron, glośno protestował, a nawet zaczął podawać ręką sygnał “Stój”, ale kierowca lokomotywy, Andrzej L., przyjął to machanie ręką przez dyżurnego ruchu jako coś w rodzaju grożenia i kontunuował jazdę z toru nr 1 na tor nr 2 do okręgu nastawni wykonawczej Br1. Natomiast ustawiacz, Andrzej G., odpowiedział dyżurnemu ruchu pogardliwym uśmiechem i posłał mu kilka niezrozumiałych słów. Zarówno dyżurny ruchu jak i nastawniczowie nastawni wykonawczych stacji Bartnica, obok których przejeżdżał sklad manewrowy, stwierdzali samowolę ustawiacza zakładowego, ale nie zdawali sobie sprawy z tego, że skład ten liczący czternaści wagonów, ciągniony dziarsko przez małą lokomotywę na tor nr 2 w kierunku szlaku do Ludwikowic Kłodzkich, hamowany był tylko tą lokomotywą, a w związku z tym nie przeczuwali grożącego niebezpieczeństwa.
  Gdy sklad manewrowy minął ostatnią zwrotnicę w torze nr 2 (od strony Ludwikowic Kłodzkich), nastawniczy nastawni wykonawczej Br1 rutynowo zaczął chorągiewką i trabką podawać sygnał “Stój”, a za nim podawał też taki sygnał ustawiacz zakladowy, Andrzej G., który w tym czasie zeskoczył ze stopnia wagonu na międzytorze. Tymczasem skład manewrowy nie tylko nie zmniejszał szybkości, a przeciwnie stale ona wzrastała i w koncu wjechał w tunel. Ustawiacz zakładowy, Andrzej G., widząc to, zdał sobie sprawę, że to on bezpośrednio przyczynił się do zbiegnięcia składu manewrowego i obawiając się odpowiedzialności, a szczególnie wyników analizy krwi, postanowił się ulotnić. Pokręcił się trochę koło nastawni wykonawczej Br1, skorzystał z zaabsorbowania pracowników stacji zbiegnięciem składu manewrowego i chyłkiem wycofał się na teren kopalni surowców skalnych, gdzie zaszył się w zakamarki szopy i był przez ponad 15 godzin nieuchwytny, a następnie zgłosił się w komisariacie MO.
  Kierowca lokomotywy zakładowej, Andrzej L., po minięciu nastawni wykonawczej Br1 wylączył napęd silnika, ale też jednocześnie wyraźnie odczuwał systematycznie wzrastającą szybkość składu manewrowego; toczył się on już po pochyleniu (spadku) wynoszącym około 11‰, ale kierowca na to nie reagował, to znaczy nie rozpoczął hamowania i jak potem podał, czekał na podanie sygnału “Stój”przez ustawiacza i nastawniczego.
 Gdy Andrzej L. sygnały te zauważył, skład manewrowy toczył się już z prędkością ponad 40km/h i dopiero wtedy rozpoczął hamowanie służbowe hamulcem zespolonym pociągowym, ale bezskutecznie. Prędkość wzrastała. Zastosował więc nagle hamowanie, ale prędkość nadal wzrastała. Zahamował więc lokomotywę hamulcem zespolonym lokomotywowym, następnie dodatkowo hamulcem ręcznym. Też bez skutku. Operator ładowarki, Czesław K., zorientował się, że to nie przelewki i wyskoczył z lokomotywy na ziemię. Był to niebezpieczny skok, ale obeszło się bez obrażeń. Kierowca lokomotywy, Andrzej L., wystraszony i zdenerwowany, jak to się mówi, stracił głowę, luzował i ponownie hamował lokomotywę na przemian hamulcem zespolonym pociągowym i lokomotywowym, dociskał hamulec ręczny, żegnał się z najbliższymi, wzywał wszystkich świętych i nieświętych na ratunek, to znów za chwilę przeklinał ustawiacza, czyniąc go wyłącznie odpowiedzialnym za wszystko, a skład manewrowy z lokomotywą zakładową (3 wagonami próżnymi i 11 wagonami załadowanymi) toczył się po pochyleniu w kierunku stacji Ludwikowice Kłodzkie.
  Nastawniczy nastawni wykonawczej Br1 stacji Bartnica w złudnej nadziei, że skład manewrowy zatrzyma się, ciągle podawał sygnał ręczny “Stój', ale też stwierdzał z przerażeniem, że szybkość tego składu gwałtownie wzrastała. Gdy skład manewrowy zniknął w tunelu, wiedział już, że nastąpiło jego zbiegnięcie. Zaraz też zawiadomił o tym dyżurnego ruchu, Jana S. Ten przyjął tę wiadomość zrazu niedowierzająco, ale szybko zreflektował się i poinformował dyżurnego stacji Ludwikowice Kłodzkie, a następnie dyspozytora odcinkowego. Na odcinku Bartnica – Kłodzko ogłoszono alarm. Łatwo powiedzieć: alarm, ale za tym stanem kryje się konieczność podjęcia zdecydowanych środków, by zatrzymać zbiegający skład manewrowy oraz by nie dopuścić do powstania kolizji z pociągami.
                                                                            c. d. n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #82 dnia: 16 Marzec 2017, 13:43:07 »
  Tymczasem dyżurny ruchu stacji Ludwikowie Kłodzkie oszołomiony wiadomością i groźną sytuacją, nim zdecydował się podjąć jakąś decyzję usłyszał huk zbiegającego składu menewrowego, który za chwilę przejechał z prędkością około 100km/h przez stację torem głównym zasadnicznym nr 2. Na jego czole toczyła się lokomotywa, a niej kierowca podający przez okno rozpaczliwe znaki. Coś krzyczał, ale w jazgocie toczącego się taboru nie było nic słychać.
 Na następnym posterunku ruchu, Nora Ruda Przedmieście, dyżurny ruchu, Halina P., wiedząc, że skład manewrowy minął już Ludwikowice Kłodzkie, i nie mogąc skierować go na tor oporowy nr 3a (ponieważ tor główny dodatkowy nr 3 zajęty był wagonami), wyłożyła płozy hamulcowe, ale jakby przywidując ich wybicie przez pędzący skład manewrowy, zażądała od dyżurnego ruchu dysponującego sąsiedniej stacji Nowa Ruda, zatrzymania poc. osobowego 8027 (relacji Kłodzko – Wałbrzych) na torze nr 1 tej stacji. Na przyjęcie tego poc. do Nowej Rudy Przedmieście uprzednio wyraziła zgodę. Należy tu dodać, że na szlaku Nora Ruda – Nora Ruda Przedmieście odbywał się ruch jednotorowy torem nr 2, a więc niezatrzymanie tego poc. na stacji Nowa Ruda groziło zderzeniem się ze zbiegającym składem manewrowym.
 Jak to przewidywała Halina P., wyłożone płozy hamulcowe zostały wybite przez skład menewrowy, który z rumorem i hukiem przetoczył się przez Nową Rudę Przedmieście z prędkością ponad 100km/h.
   Dyżurny ruchu dysponujący na stacji Nowa Ruda zatrzymał poc, osobowy 8027 na torze nr 1 i przygotował przejazd składu manewrowego po torze nr 2 do Ścinawki Średniej. Dyżurny ruchu peronowy, Zofia R., uprzedziła pasażerów wysiadających i wsiadających do poc. osobowego o grożącym niebezpieczeństwie, a zwłaszcza dopilnowania, by odsunęli się oni jak najdalej od toru nr 2. Ledwie Zofia R. jako tako uprała się z pasażerami, już słychać było pędzący skład manewrowy, jak twierdzą niektórzy, z prędkością 120-140km/h. Podczas przejazdu przez stację Nora Ruda widocznie lokomotywa zakładowa nie mogła się toczyć już przy takiej prędkości, więc przed peronami nastąpiło jej wykolejenie. Wykolejona lokomotywa zakładowa rozpryskiwała  na boki tłuczeń, wzniecajac chmurę kurzu i pchana była przez rozpędzone wagony do podwójnego rozjazdu krzyżowego w głowicy rozjazdów od strony Kłodzka. Tu na tym rozjeździe, niczym na wyrzutni, została wyrzucona z toru nr 2, wykonała kilka obrotów wokół swojej osi i przewrócona na bok zatrzymała się na międzytorzu torów 1 i 3. Tu też wykoleiły się trzy próżne wagony (biegnące za lokomotywą) i zostały odrzucone poza skrajnię toru nr 2 przez napierające na nie wagony ładowne. Wykolejona lokomotywa i trzy próżne wagony znacznie wyhamowały pędzące wagony ładowne, ale też odrzucenie ich po za skrajnię toru nr 2 otwarło drogę do dalszego zbiegania w kierunku Kłodzka.
   Ale co stało się kierowcą lokomotywy spalinowej, Andrzejem L? W chwili wykolejenia się lokomotywy podrzucony w lewo, w prawo, kurczowo trzymał się uchwytów, uderzając to głową, to ramionami, to tułowiem o urządzenia wnętrza kabiny kierowcy. Na rozjeździe na stacji Nowa Ruda został przemożną siłą rzucony na podłogę, a następnie przetoczył się na ścianę boczną kabiny...i wszystko nagle uspokoiło się, zapanowala cisza. Po chwil Andrzej L. usłyszął głosy ludzkie: “jest tam ktoś?”, “jesteście ranni?”. “Ano jestem, bolą mnie wszystkie kości” - odpowiedział Andrzej L. Kolejarze ostrożnie pomogli mu wydostać się z pogiętej kabiny kierowcy. Był blady, miał zadrapania skróry, pojękiwał i cały drżał. Lekarz pogotowia zabrał go do szpitala. Tam ustalono, że kierowca, Andrzej L., doznał tylko lekkich obrażeń cielesnych oraz dużo, dużo strachu.
 Jedenaście wagonów będących pozostałością składu manewrowego, po odrzuceniu wykolejonej lokomotywy i trzech próżnych wagonów, wyjechało ze stacji Nora Ruda i potoczyło się dalej po pochyleniu (spadku) torem nr 2. Na stacji Ścinawka Średnia nie było warunków, by skierować je na tor oporowy. Wyłożone na tej stacji płozy hamulcowe zostały wybite i wagony przejechały przez stację z prędkością około 80-100km/h.
  Na następnej stacji Gorzuchów Kłodzki dyżurny ruchu Mariusz K. postanowił skierować zbiegające wagony na tor oporowy nr 5a. Poinformował o tym dyspozytora odcinkowego. Była to ważka decyzja, znaczyla ona z jednej strony zniszczenie jedenastu wagonów, a może i ofiary w ludziach, a z drugiej należało bezwzględnie zażegnać niebezpieczeństwo, jakie niosły by zbiegające wagony. Był to już najwyższy czas, by podjąć skuteczne środki i zatrzymać zbiegające wagony tym bardziej, zę inne sposoby zawiodły, a stacja węzłowa Kłodzko było coraz bliżej. Po otrzymaniu wiadomości, że grupa wagonów minęła stację Ścinawka Średnia, Mariusz K. otworzył wykolejnicę nr 2 i ręcznie ustawił drogę przebiegu z toru nr 2 ze Ścinawki Średniej na tor boczny nr 5, zakończony torem żeberkowym nr 5a z rampą boczną i czołową ładunkową. Gdy dyżurny ruchu, Mariusz K., powracał na nastawnię dysponującą, usłyszał nadjeżdżającą grupę wagonów, która z prędkością ok. 90km/h zjechała (bez wykolejenia) przez układ zwrotnicowy na tor boczny nr 5 i na torze żeberkowym na rampie czołowej nastąpiło wykolejenie i spiętrzenie się wagonów, a część z nich “spadła” na drogę Bożków – Kłodzko i zatarasowała ją. Zbiegły skład manewrowy wraz z lokomotywą zakładową został zniszczony lub poważnie uszkodzony. Zniszczony został tor żeberkowy nr 5a wraz z rampą czołowa i boczną na stacji Gorzuchów Kłodzki, poważnie uszkodzona nawierzchnia (wraz z rozjazdami) na stacji Nowa Ruda oraz urządzenia energetyczne i sterowania ruchem pociągów na tych stacjach. W sumie straty wyniosły ponad 7,907 mln zł (w tym praca pociągów ratunkowych 458 tys. zł) i zostały pokryte przez posiasdacza bocznicy w Bartnicy, tj. Kopalnię Skalnych Surowców Drogowych.
                                                               c. d. n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #83 dnia: 09 Maj 2017, 19:09:52 »
   Po tym wypadku od kierowcy lokomotywy zakładowej oraz od operatora ładowarki pobrano krew do analizy na zawartość alkoholu. Analiza wykazała, że kierowca lokomotywy zakładowej, Andrzej L., miał we rkwi 1,41‰ alkoholu, a operator ładowarki, Czesław K., - 0,82‰. Od ustawiacza zakładowego, Andrzeja G., który po zbiegnięciu składu manewrowego ze stacji Bartnica oddalił się i ukrył (o czym była już mowa wyżej), nie pobrano krwi do analizy na zawartość alkoholu, ale też założono, że pełnił on swe obowiązki po spożyciu alkoholu.
  Wymienieni pracownicy zostali przez kierownictwo rejonu przewozów kolejowych na stałe odsunięci od pracy związanej z wykonywaniem pracy manewrowej na bocznicy i na torach PKP. Niezależnie od tego groziła im odpowiedzialność karna z tym, że dodatkowo obciążającą okolicznością był stan nietrzeźwości w służbie na stanowiskach związanych z bezpieczeństwem ruchu.
   Pozostała jeszcze do wyjaśnienia sprawa pilotowania jazd manewrowych lokomotywy na bocznicy po torach stacji Bartnica. W związku z brakiem upoważnienia do jazd lokomotywy zakładowej po torach tej stacji należało pilotować ją zgodnie z obowiązującymi przepisami. Tak, tylko kto miał to robić? Tego nigdzie nie ustalono ani też nie powiedziano. Mianowicie, czy miał to robić dyżurny ruchu dysponujący kosztem swoich podstawowych czynności służbowych, czy też miał on wyznaczać do pilotowania nastawniczego jednej z nastawni wykonawczej, gdy przygotowywali oni drogę przebiegu dla jazd lokomotywy zakładowej? Wprawdzie zawiadowcy stacji Bartnica za to, że nie wystąpił w swoim czasie do rejonu przewozów kolejowych o wydanie zezwolenia na jazdy lokomotywy zakładowej po torach tej stacji, potrącono na okres dwóch miesięcy dodatek transportowy w wysokości 100%, ale czy tylko on za to ponosił odpowiedzialność?
 Powracając do pilotowania jazd manewrowych lokomotywy zakładowej po torach PKP stacji Bartnica, należy chyba zauważyć, że rola pilota byłaby ograniczona do udzielania wskazówek i poleceń kierowcy tej lokomotywy w czasie jazd po torach PKP. Do obowiązków pilota nie należało sprawdzanie w przypadku, gdy skład manewrowy liczył ponad 10 osi, czy miał on odpowiedni ciężar hamujący w wagonach z obsadzonymi czynnymi hamulcami ręcznymi lub w wagonach z czynnym hamulcem zespolonym.
  Nie należy też zapominać, że przyczyną zbiegnięcia składu manewrowego, liczącego 28 osi (czternaście wagonów), ze stacji Bartnica nie był brak pilota na lokomotywie zakładowej, ale wyłącznie brak ciężaru hamującego tego składu wagonów, to jest czterech wagonów z czynnym hamulcem zespolonym, hamowanych ze stanowiska kierowcy lokomotywy zakładowej lub dwóch wagonów z obsadzonymi czynnymi hamulcami ręcznymi.
  Po zakończeniu  dochodzenia służbowego postanowiono zatrudnić przy dyżurnym ruchu stacji Bartnica zwrotniczego PKP (na koszt posiadacza bocznicy – na co on wyraził zgodę), który pełniłby obowiązki pilota w czasie wszystkich jazd lokomotyw zakładowych (bocznicowych) po torach PKP stacji Bartnica.
  Skoro już powołano pilota na stanowisku zwrotniczego, to wydaje się zasadne, że należało by też nałożyć na niego obowiązek czuwania, aby te jazdy manewrowe lokomotywami zakładowymi odbywały się zgodnie z postanowieniami regulaminu pracy transportu kolejowego i instrukcji o pracy manewrowej R34.
  Należy też wspomnieć o wzorowej postawie niektórych pracowników PKP, dyżurnych ruchu stacji Nowa Ruda, Nowa Ruda Przedmieście, Mariana P., Zofii R. i Haliny P. oraz dyżurnego ruchu stacji Gorzuchów Kłodzki, Mariusza K.
  Pierwsi z nich nie dopuścili do zderzenia się zbiegającego składu manewrowego z pociągiem osobowym 8027, a ostatni skierował ten skład manewrowy na tor oporowy, likwidując tak poważne zagrożenie bezpieczeństwa ruchu.
  Na sieci PKP są liczne przypadki niestosowania przez kierujących manewrami postanowień regulaminów pracy manewrowej stacji, na których dokonywane są manewry taborem lub rozrząd wagonów z górek rozrządowych, jak i do postanowień § 12 ust. 34-36 instrukcji o pracy manewrowej R34, na temat tego, ile wagonów w przeliczeniu na osie można przetaczać lub rozrządzać z górek rozrządowych bez obsługiwania hamulców wagonowych.
  Bardzo często kierujący manewrami tłumaczą się różnie po powstaniu wypadku z tych przyczyn. Jedni, że nie znali przepisów w tym zakresie, inni pośpiechem, a nierzadko i tym, że ich poleceń nie wykonują podlegli im manewrowi lub konduktorzy. Nie bez winy są tu też bezpośredni przełożeni, jak i przedstawiciele aparatu kontrolersko-instruktorskiego, którzy po powstaniu wypadków, często ze znacznym uszkodzeniem taboru lub jego zniszczeniem, starają się wytłumaczyć swą tolerancyjność, a nawet niedbalstwo, trudnymi warunkami technicznymi lub wyznaczaniem zadań ponad praktyczną zdolność przetwórczą stacji. Jednocześnie można w każdym niemal przypadku stwierdzić niewłaściwą lub wręcz złą organizację pracy, charakteryzującą  się czasowo znacznymi przerwami w pracy manewrowej (w rozrządzie wagonów), późniejszym rozpoczynaniem pracy i jednocześnie wcześniejszym jej kończeniem w stosunku do ustalonych czasów pracy.
  Osobny problem to pełnienie obowiązków służbowych w stanie po spożyciu alkoholu lub spożywanie alkoholu w służbie. Niechże więc każdy pracownik kolejowy zdaje sobie sprawę z tego, że stan po spożyciu alkoholu powoduje m.in. rozluźnienie wewnętrznych hamulców nakazujących przestrzeganie dyscypliny i zasad wykonywania czynności związanych z prowadzeniem ruchu pociągów, jak i wykonywaniem manewrów, co – rzecz jasna – prowadzi do powstania wypadku.
   Represje dyscyplinarne i karne (sądowe) za pełnienie obowiązków służbowych w stanie po spożyciu alkoholu są bardzo surowe, a za spowodowanie wypadku w takim stanie jeszcze bardziej. Stan po spożyciu alkoholu jest okolicznością poważnie obciążającą i pociąga znacznie surowszą karę. Należy też zdawać sobie sprawę z tego, że samowolne opuszczenie miejsca pracy po powstaniu wypadku i ukrywanie się – zależnie od okoliczności – stanowić dodatkowe obciążenie sprawcy (lub współsprawcy) wypadku, a także może być wskazówką, że wypadek mógł być spowodowany przez pracownika w stanie po spożyciu alkoholu.
  Niechże więc opisany wypadek uzmysłowi personelowi wykonawczemu jak I nadzoru, do czego prowadzi lekceważenie obowiązujących przepisów.
                                                                                            tekst. inż. Władysław Ryński

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #84 dnia: 19 Maj 2017, 13:39:44 »
   12-09-1985 tuż po północy maszynista Jan S., objął  służbę na elektrowozie EU07-139, by prowadzić międzynarodowy pociąg pośpieszny 71002 relacji Berlin - Warszawa - Moskwa. Poc. ten z Rzepina odjechał rozkładowo, to jest o 03:03. Noc była bezchmurna. Średnia widzialność  sygnałów świetlnych wynosiła od 600 do 1000m, a więc były dobre warunki do prowadzenia pociągów. Odcinek Rzepin - Zbąszynek poc. pośp. przejechał bez przeszkód, na stacjach pośrednich semafory wjazdowe i wyjazdowe wskazywały wolną drogę.
    Po 3 min rozkładowym postoju 71002 odjechał ze stacji Zbąszynek zgodnie z rozkładem jazdy o 04:03 minął stację Zbąszyń i maszynista, Jan S., prowadził poc. w przekonaniu, że służba przebiegnie mu bez zakłóceń. Ale jak to się mówi "licho nie śpi" i już dało znać o sobie przy wjeździe do stacji Chrośnica. Mianowicie, semafor wjazdowy wskazywał sygnał "wolna droga", ale tarcza ostrzegawcza odnosząca się do semafora wyjazdowego wskazywała sygnał "semafor wskazuje sygnał Sr1", a z ponad 1000m widoczny był sygnał "stój" na semaforze wyjazdowym. Wobec tego maszynista, Jan S., pomyślał sobie, że wysłano przed nim poc. towarowy, który teraz blokuje poc. pośpieszny, posłał wiązanke pod adresem dyżurnego ruchu - patałach, który zaspał lub niewłaściwe pełnił służbę, i zmniejszył prędkość poc. z około 100km/h do ok. 11km/h i tak przejeżdżał przez stację Chrośnica zbliżając się do semafora wyjazdowego.
Gdy czoło poc. pośpiesznego znajdowało się ok. 300-350m od tegoż semafora, ukazał się na nim sygnał "wolna droga" i Jan S., włączył silniki napędowe elektrowozu, a była to -w/g taśmy szybkościomierza - 04:26. Prędkość poc. pośp. stopniowo wzrastała do około 79km/h. Maszynista, Jan S., nie zdawał sobie wtedy jeszcze sprawy, że czekała go znacznie większa niespodzianka niż na stacji Chrośnica, a mianowicie bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa ruchu. Ale nie uprzedzajmy faktów. Z tą prędkością maszynista kontynuował jazdę do następnej stacji Jastrzębsko, jakoś dziwnym trafem jej nie zwiększając, mimo że największa dozwolona wynosiła 120km/h. Dlaczego nie zwiększył prędkości? Sam maszynista, Jan S. nie potrafił wyjaśnić. Czyżby przeczuwał niebezpieczeństwo?
 Gdy czoło poc. pośp. zbliżało się do tarczy ostrzegawczej odnoszącej się do semafora wjazdowego do stacji Jastrzębsko, wskazywała ona sygnał "semafor wskazuje sygnał Sr2", a mijając ją, Jan S., widział już sygnał "wolna droga" na semaforze wjazdowym F1/2", więc kontynuował jazdę oczekując, kiedy zauważy sygnał na tarczy ostrzegawczej odnoszącej się do semafora wyjazdowego z toru nr 2 stacji Jastrzębsko. Gdy czoło poc. 71002 znajdowało się w odległości około 350-300m od semafora wjazdowego F1/2 do st. Jastrzębsko (który ciągle wskazywał sygnał "wolna droga"), maszyniście Janowi S., zdawało się, że przed nim, nad torem położonym na prostej, jakby na chwilę zamigotało słabe czerwone światło. Przetarł oczy, wytężył wzrok, pomyślał, że to przywidzenie, ale jednocześnie na wszelki wypadek przyhamował poc. z około 79km/h do 62km/h. Po chwili Jan S. widział już dwa, jeszcze słabo świecące, czerwone światła, których ostrość zwiększała się. Natychmiast użył hamulca nagłego hamowania, a zdenerwowany ocenił, że te dwa czerwone światła były wtedy w odległości około 250-200m od czoła poc. pośpiesznego 71002. Rozpoczęła się wojna nerwów: zatrzyma poc. przed przeszkodą, czy też nie. Z początku Janowi S. wydawało się, że najechanie na koniec poc. towarowego jest nieuniknione. Czerwone światła końca poc. towarowego były zrazu coraz ostrzejsze i zbliżały się już na niebezpieczną odległość (około 40-60m) do elektrowozu poc. pośpiesznego. W miarę hamowania poc. pośp. i wytracania szybkości dwa złowrogie czerwone światła najpierw jakby na chwilę się zatrzymały i następnie zaczęły zrazu powoli, a potem coraz szybciej oddalać się.
  Jan S. w pierwszej chwili miał zamiar schronić się, do przedziału maszynowego lokomotywy, ale szybko zorientował się, że przed nim jechał poc. towarowy, który jakby stopniowo zwiększał szybkość, chcąc uciec przed poc. pośpiesznym. W końcu czoło poc. pośpiesznego po minięciu semafora wjazdowego F1/2, zatrzymało się na głowicy rozjazdów, około 150-170m od budynku stacyjnego nastawni dysponującej stacji Jastrzębsko. W chwili gdy poc. 71002 gwałtownie hamował i już zatrzymywał się, Jan S., usłyszał przez radiotelefon kilkakrotne wołanie: "71002 zatrzymaj się". "Tu Jastrzębsko, 71002 stój, 71002 stój". Jan S., odpowiedział krótko "już stoję", ale pomyślał sobie: "Rychło w czas, ty taki owaki, zatrzymujesz mnie, gdy już po wszystkim". Pośpieszny zatrzymał się przed przeszkodą. Teraz Jan S. odetchnął z ulgą. Zadowolony z siebie otarł chusteczką pot z czoła i twarzy oraz zapalił papierosa, by się uspokoić.
                                                                                                   c. d. n.
« Ostatnia zmiana: 19 Maj 2017, 15:57:42 wysłana przez EN57-002 »

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #85 dnia: 28 Maj 2017, 20:10:35 »
Na zegarze szybkościomierza elektrowozu EU07-139 była wtedy 04:30. Paląc papierosa widział w oddali sygnał “wolna droga” na semaforze wyjazdowym z toru nr 2 stacji Jastrzębsko, po chwili na tym semaforze sygnał “wolna droga” zmienił się na sygnał “stój”, niewidoczny był już sygnał końca poc. towarowego, który odjechał do stacji Nowy Tomyśl. Teraz, gdy maszynista, Jan S., uspokoił się i napięcie nerwowe minęło, wywołał przez radiotelefon dyżurnego ruchu stacji Jastrzębsko, a gdy ten się zgłosił oświadczył mu, że czoło poc. 71002 zatrzymało się za głowicą rozjazdów, i zapytał, czy może wjechać do stacji pod budynek stacyjny. Po otrzymaniu zgody, o 04:37 poc. pośpieszny zatrzymał się przed budynkiem stacyjnym stacji Jastrzębsko.
 Jan S. po zahamowaniu poc. i zamknięciu elektrowozu udał się do nastawni dysponującej Js, gdzie zastał młodego dyżurnego ruchu, bardzo zdenerwowanego i nie bardzo wiedzącego, co ma robić. Na zapytanie: “coś ty narobił”, dyżurny ruchu odpowiedział, że wszystkiemu winna sjest stacja Chrośnica. Polecił on dyżurnemu ruchu zgłosić o wypadku odcinkowemu dyspozytorowi ruchu, co ten ostatni uczynił. Przy okazji maszynista, Jan S., nie odmówił sobie przyjemości spojrzenia do dziennika ruchu, w którym – ku zdziwieniu – stwierdził, że przedostatni zapis dotyczył poc. 71002, a następny poc. który odjechał z Chrośnicy do Jastrzębska miał nr 71280. Coś tu się nie zgadzało. Ale Jan S. tego nie skomentował. Zaraz powrócił do kabiny elektrowozu i czekał na przybicie komisji dochodzeniowej.
 Odcinkowy dyspozytor ruchu spowodował to, że wkrótce na stacji Jastrzębsko zjawił się kontroler ruchu. Ten widząc, że dyżurny ruchu był bardzo zdenerwowany, a nawet jakby częściowo w szoku, przejął od niego obowiązki dyżurnego i pełnił je do czasu przybycia właściwego dyżurnego ruchu dziennej zmiany. W niedługim czasie zebrała się komisja rejonowa (ale bez udziału przedstawiciela służby trakcji, który jeszcze nie przybył na miejsce wypadku). Na podstawie stanu urządzeń srk, ustnych wyjaśnień dyżurnego ruchu i tylko częściowo na podstawie ustnej relacji maszynisty poc. 71002 ustaliła, że poc. 71002 przyjęty został do stacji Jastrzębsko na tor nr 2 zajęty przez poc. towarowy 71280.
  Jeżeli chodzi o urządzenia srk na nastawni dysponującej stacji Jastrzębsko, komisja stwierdziła co następuje:
- tor nr 2 od czoła poc. 71002 do semafora wyjazdowego “B” był wolny i wskazywał on sygnał “wolna droga” (jedno zielone światło),
- dźwignia semafora wjazdowego “F1/2” (z Chrośnicy) była w położeniu zasadniczym, semafor ten wskazywał sygnał “stój”, drążek przebiegowy “f1” w położeniu przełożonym,
- blok przebiegowy utwierdzający “f1/2” zablokowany (okienko białe) bez plomby na zwalniaczu ręcznym,
- blok otrzymania zgody “f1/2” (z nastawni Js-1) odblokowany (okienko białe),
- elektryczna zastawka nad blokiem końcowym “F1/2” nie zwolniona (okienko czarne), blok końcowy “F1/2” zablokowany (okienko białe), zawórka pod blokiem końcowym “F1/2” w stanie zasadniczym, kontrola przekładania dźwigni semafora wjazdowego “F1/2” nie wytrącona,
- blok dania nadzoru “BC” zablokowany (okienko białe) pozostałe urządzenia sterowania ruchem pociągów na nastawni dysponującej Js zamknięte i zaplombowane. Komisja nie zainteresowała się stanem obudowy i samym przekaźnikiem grupowym “F1/2”.
   Po zakończeniu wstępnych prac komisji, o 07:03, tj. z opóźnieniem ponad 150 min, poc. 71002 odjechał ze stacji Jastrzębsko w dalszą drogę. Maszynista Jan S., nie przekazał rejonowej komisji dochodzeniowej taśmy szybkościomierza z elektrowozu EU07-139 (jak podał) dlatego, że w tej komisji nie było przedstawiciela służby trakcji i w związku z tym obawiał się, że taśma mogłaby zaginąć.
Wypadek z poc. pośp. 71002 był poważnym wydarzeniem i właściwie tylko dzięki czujności maszynisty oraz szęśliwemu zbiegowi okoliczności nie pociągnął poważnych następstw. Jednocześnie był ostrzeżeniem, że z prowadzeniem ruchu poc. na stacjach Jastrzębsko i ewentualnie Chrośnica dzieje się coś niewłaściwego. To też w niedługim czasie po odjeździe ze stacji Jastrzębsko poc. 71002 przybyła na miejsce wypadku dyrekcyjna komisja dochodzeniowa, która nie tylko skorygowała dotychczasowe błędy i niedociągnięcia pracy komisji rejonowej, lecz także ustaliła w sposób bezsporny, że miało tu  miejsce wyprawienie poc. 71002 na zajęty przez poc. towarowy tor nr 2 szlaku Chrośnica – Jastrzębsko.
    Przesłankami do takiego ustalenia były m.in.:
- taśmy szybkościomierzy rejestrujących elektrowozów poc. 71002 i 71280,
zeznania maszynisty poc. 71002, Jana S., i nastawniczego nastawni wykonawczej Js-1 stacji Jastrzębsko, Józefa P., oraz
- oględziny obudowy przekaźnika grupowego “F1/2”, zawieszonego na ścianie za skrzynią zależności. Obudowa ta w dolnej części nosiła wyraźne ślady porysowań, a nawet miejscami zdarcia lakieru, a w górnej części, z prawej strony była odgięta. Nasuwało to przypuszczenie, że mogły być dokonywane niedozwolone manipulacje. Również obudowa wiszącego obok drugiego przekaźnika grupowego (zwolnienia przebiegów “c” i “d”) miała  na górnej części ślady mechanicznego oddziaływania. Naturalnie obydwie obudowy przekaźników grupowych były prawidłowo zamknięte na kłódki, a te zaplombowane.
                                                                                       c. d. n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #86 dnia: 10 Czerwiec 2017, 12:49:41 »
  Poniżej przedstawiam chronologię wydarzeń na stacji Jastrzębsko ustalonych przez komisję dochodzeniową.
11-09-1985 na stacji Jastrzębsko o 18:00 nocną służbę objęli:
- nastawniczy Józef P., na nastawni wykonawczej Js-1,
- dyżurny ruchu, Arkadiusz D., na nastawni dysponującej Js, lat 25 mający wykształcenie średnie techniczne, który rozpoczął pracę na PKP w paźdz. 1984r., posiadający egzamin ścisły na stanowisko nastawniczego złożony w grudniu 1984r. i egzamin ścisły na stanowisko dyżurnego ruchu złożony 18-07-1985 po egzaminie praktycznym na stanowisko dyżurnego ruchu na tejże nastawni od 14-08-1985 pełnił samodzielną służbę. Tak więc pod względem formalnym Arkadiusz D. miał pełne kwalifikacje zawodowe i na tej podstawie można by przypuszczać ze będzie należycie pełnił obowiązki dyżurnego ruchu zrazu na małej stacji z perspektywą pracy na większych i dużych stacjach.
  Jednak, jaki był realny wynik tej edukacji – przekonamy się wkrótce. Na sąsiedniej stacji Chrośnica nocną służbę dyżurnego ruchu pełnił zawiadowca stacji, Władysław B.
  Do północy służba na stacjach Jastrzębsko i Chrośnica przebiegała bez zakłóceń i wydarzeń godnych uwagi. Już po północy, tj. 12-09-1985 ok. godz. 00:25 po przejeździe poc. towarowego z Chrośnicy do Nowego Tomyśla (jak podał dyżurny ruchu, Arkadiusz D.) na nastawni dysponującej Js stacji Jastrzębsko “nie spracowała” (nie zwolniła się) elektryczna zastawka liniowa półautomatycznej blokady liniowej nad blokiem końcowym F1/2, a więc tym samym dyżruny nie mógł zablokować bloku końcowego F1/2 i potwierdzić za pomocą tego urządzenia stacji Chrośnica przybycia do Jastrzębska poc. towarowego. Zgodnie z obowiązującymi przepisami Arkadiusz D. miał w takim przypadku obowiązek:
- w porozumieniu z dyżurnym st. Chrośnica spowodować wprowadzenie telefonicznego zapowiadania pociągów wraz z odpowiednim zapisem w dzienniku ruchu, a następnie telefonicznie przekazać potwierdzenie przybycia tego poc. dyżurnemu ruchu stacji Chrośnica oraz
- dokonać zapisu w książce kontroli urządzeń sterowania ruchem kolejowym E1758 o “niespracowaniu” elektrycznej zastawki liniowej nad blokiem końcowym F1/2.
  Dyżurny ruchu, Arkadiusz D., jednak tego nie uczynił. Jeszcze podczas praktycznego szkolenia na stanowisko dyżurnego ruchu na nastawni dysponującej Js został przez “usłużnych i koleżeńskich” dyżurnych ruchu zapoznany z zabronionymi bezwzględnie arkanami tajemnej sztuki zwalniania w sposób niedozwolony zastawki liniowej nad blokiem końcowym F1/2 i zwalniania przebiegów “c,d”. Ci tzw. nauczyciele pouczali Arkadiusza D., że ta tajemna sztuka upraszcza pracę, bo odpada wtedy zbędna i kłopotliwa pisanina i wszystko jest w porządku, ale pod warunkiem, że nie będzie się z niej korzystać w obecności zwierzchników służbowych na nastawni oraz przedstawicieli służby sterowania ruchem poc., z tym, że niektórzy monterzy tej służby są wciągnięci w “tajemniczenie”, bo jest im na rękę nie przyjeżdżać za każdym razem, najczęściej w nocy, na stację Jastrzębsko w celu usunięcia usterki. Jednocześnie zastrzegli, że zapoznają go i praktycznie przeszkolą w stosowaniu tej sztuki, jeśli zachowa on ścisłą tajemnicę, zwłaszcza co do tego, kto go wprowadził i nauczył niedozwolonych praktyk. Nęcąca wizja tak zwanych udogodnień w pracy, okazane zaufanie oraz możliwość przystąpienia do grona wtajemniczonych dyżurnych ruchu, zafascynowały początkującego kolejarza, Arkadiusza D.  To też nie namyślając się długo skwapliwie przyrzekł dochować wszystkich warunków i... przystąpiono do wtajemniczenia.
 Za skrzynią zależności i za aparatem blokowym na ścianie nastawni dysponującej na dwóch hakach wisiała tablica do przechowywania zamknięć pomocniczych. “Domorosły instruktor” pokazał Arkadiuszowi D. dwa druty, każdy o długości ok. 50cm, spoczywające na dwóch hakach (na których była zawieszona tablica). Odczekał odpowiedni moment (gdy sytuacja ruchowa temu sprzyjała), z jednym z tych drutów podszedł do wiszącego na ścianie za skrzynią zależności przekaźnika grupowego F1/2, którego metalowa obudowa była zamknięta na zaplombowaną czerwoną kłódkę. Rekami odciągnął do siebie do oporu, od dołu, metalową obudowę tego przekaźnika i przez szczelinę włożył drut jednym końcem do wnętrza obudowy metalowej. Przez odpowiednie ruchy drutem podniósł przekaźnik i nastąpiło zwolnienie elektrycznej zastawki liniowej nad blokiem końcowym F1/2. Podobnie skuteczne próby manipulacji pokazano mu na pobliskim przekaźniku grupowym zwolnienia przebiegów “c,d”. Naturalnie te pokazy niedozwolonych manipulacji odbywały się w czasie zbliżania się pociągów lub ich przejazdów przez stację Jstrzębsko. Nauczono też Arkadiusza D., jak należy manipulować drutem, by nastąpił pożądany efekt. Arkadiusz D. okazał się pojętnym uczniem i po kilku próbach już bez pudła, zwalniał zastawkę liniową lub przebiegi. Do tego otrzymał on dodatkowe pouczenie, kiedy i w jakich przypadkach należy posługiwać się tym drutem oraz jakie zachować środki ostrożności, by nie spowodować wypadku. Mając takie “przeszkolenie” dyżurny ruchu, Arkadiusz D., drutem włożonym do wnętrza obudowy przekaźnika grupowego F1/2 podniósł przekaźnik i nastąpiło zwolnienie elektrycznej zastawki liniowej nad blokiem końcowym. Teraz już nie było przeszkód w zablokowaniu bloku końcowego półsamoczynnej blokady liniowej do stacji Chrośnica. Po przejazdach następnych pociągów parzystych tj. jadących z Chrośnicy do Jastrzębska, elektryczna zastawka liniowa nad blokiem końcowym F1/2 za każdym razem zwalniała się prawidłowo i Arkadiusz D. nie miał żadnych kłopotów z zablokowaniem w odpowiednim czasie tego bloku końcowego.
  Przed godz. 04:00 nad ranem przez stację Jastrzębsko przejechał z sygnałem końcowym poc. towarowy nr 290. Elektryczna zastawka liniowa nad blokiem końcowym F1/2 jak poprzednio, zwolniła się prawidłowo (samoczynnie) i potwierdzenie przybycia (oprócz telefonicznej informacji) Arkadiusz D. przekazał dyżurnegmu ruchu Chrośnicy przez zablokowanie tego bloku końcowego. Ten fakt Arkadiusz D. pamiętał jeszcze. Po przejeździe przez stację poc. 290 siadł przy biurku, podparł ręką głowę, powieki sami się zamknęły, dało znać o sobie zmęczenie – zmorzył go sen. Stracił panowanie nad sytuacją ruchową.
                                                            c. d. n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #87 dnia: 08 Lipiec 2017, 21:51:58 »
  Jednak ruch poc. odbywał się nadal. O 04:04 odszedł z Chrośnicy poc. towarowy 71280 prowadzony elektrowozem ET22-885 przez maszynistę, Andrzeja D., i jego pomocnika, Mirosława W. Dyżurny ruchu st. Chrośnica, Władysław B., przekazał Arkadiuszowi D. telefoniczną informację o tym poc., a nastawniczy nastawni wykonawczej Ch-1, Stanisław C., niezwłocznie po wyjeździe poc. 71280 zablokował blok początkowy do stacji Jastrzębsko, co stwierdził na powtarzaczu dyżurny ruchu stacji Chrośnica, Władysław B.
  Jednak Arkadiusz D. wyrwany dzwonkami telefonicznymi z drzemki, na pół przytomny, nie bardzo wiedząc co się dzieje, bezwiednie przyjął informację o odejściu z Chrośnicy poc. 71280, ale nie skojarzył, o co chodziło, i dlatego nie wpisał tego poc. do dziennika ruchu i … ponownie zapadł w drzemkę. Poc. ten należało przyjąć na stacji Jastrzębsko na tor główny dodatkowy nr 4 w celu wyprzedzenia go przez poc. pośpieszny 71002, popularnie zwany kurierem. Natomiast odblokowania się bloku końcowego “F1/2” Arkadiusz D. po prostu nie zauważył. Po upływie 4 min dzwonki telefonu zapowiadawczego, tym razem z Nowego Tomyśla, wyrwały z drzemki Arkadiusza D. Przyjął informację, że poc. 290 o 04:08 przybył do Mowetgo Tomyśla i wpisał do dziennika ruchu przybycie tego poc. do Nowego Tomyśla. Po tej czynności Arkadiusz D. znów zdrzemnął się.
 Tymczasem mijały minuty, poc. 71280 zatrzymał sie ok. 04:18 przed semaforem wjazdowym “F1/2” do stacji Jastrzębsko wskazującym sygnał “stój”, a maszynista lub młodszy maszynista (nie wiadomo bowiem kto właściwie wtedy prowadził ten poc.) nie niepokoił dyżurnego ruchu stacji Jastrzębsko, cierpliwie czekając na podanie sygnału zezwalającego na semaforze wjazdowym.
  Tymczasem ze stacji Zbąszyń odjechał poc. 71002 i zbliżał sie do st. Chrośnica, toteż dyżurny ruchu, Władysław B., nie mając potwierdzenia przybycia do Jastrzębska poc. towarowego 71280 zadysponował wjazd poc. 71002 na tor nr 2. Po tej czynności Władysław B. zaczął telefonicznie wywoływać dyżurnego stacji Jastrzębsko, a gdy ten się wreszcie zgłosił do telefonu, zażądał od niego potwierdzenia przybycia do Jastrzębska poc. towarowego 71280, ponieważ do Chrośnicy zbliżał się “kurier”.
 Arkadiusz D. odpowiedział “dobrze”, ale obudzony z drzemki nie bardzo wiedział, o jaki poc. chodziło. Przetarł oczy, chwilę zastanawiał się chcąc sobie odtworzyć sytuację ruchową, ale jakoś nic nie przychodziło mu do głowy, więc spojrzał do dziennika ruchu i stwierdził, że ostatnim poc. parzystym, który przeszedł przez stację Jastrzębsko z Chrośnicy do Nowego Tomyśla, był poc. 290, ale w końcu nabrał przekonania, że dyżurnemu ruchu stacji Chrośnica chodziło o potwierdzenie przybycia do Jastrzębska tego poc. Spojrzał na aparat blokowy i stwierdził, że zablokowany jest blok końcowy półsamoczynnej blokady liniowej “F1/2”, więc bezzasadnie i beztrosko przyjął, że zapomniał po przejeździe poc. towarowego 290 zablokować blok końcowy “F1/2” do stacji Chrośnica. Podszedł więc do tego bloku, ale nie mógł go zablokować, ponieważ elektryczna zastawka liniowa nie była zwolniona. Był to już trzeci, a zarazem ostatni, sygnał dla dyżurnego ruchu, Arkadiusza D., wskazujący na to, że sytuacja  ruchowa była zupełnie inna, niż sobie wydedukował. Nic przecież nie stało na przeszkodzie, by zatelefonować do dyżurnego ruchu stacji Chrośnica i zapytać go, jaki pociąg przed poc. 71002 odszedł z tej stacji do Jastrzębska oraz skonfrontować zapisy w dziennikach ruchu obu stacji. Od razu okazało by się, że nie chodziło tu o poc. 290, lecz o poc. towarowy 71280 stojący już przed semaforem wjazdowym do Jastrzębska. Wystarczyło również tylko jedno spojrzenie przez okno nastawni dysponującej w kierunku stacji Chrośnica, by stwierdzić, że przed semaforem wjazdowym stał pociąg, którego trzy czołowe światła były wyraźnie widoczne, nawet z drugiego końca stacji Jastrzębsko. Można było w sposób oczywisty skojarzyć, że zablokowany blok końcowy “F1/2” i nie zwolniona elektrycznie zastawka liniowa nad tym blokiem mają bezpośredni związek z pociągiem stojącym przed semaforem wjazdowym “F1/2”. Nie wiadomo jednak, dlaczego dyżurny ruchu, Arkadiusz D. tych prostych czynności nie wykonał. Może u podstaw tego leżało przekonanie o swej  nieomylności, może źle rozumiana ambicja, a może chęć ukrycia swego poprzedniego przewinienia. Dość na tym, że pozostał on przy bezpodstawnej koncepcji niezwolnienia się elektrycznej zastawki liniowej nad blokiem końcowym “F1/2” po przejściu poc. 290 przez stację Jastrzębsko. Będąc wtajemniczonym, jak należy dokonywać niedozwolonych manipulacji w urządzeniach srk, oraz obawiając się, że przez niego może nastąpić zatrzymanie i opóźnienie poc. pośpiesznego 71002, szybko podszedł do przekaźnika grupowego “F1/2” i drutem w wiadomy sposób podniósł przekaźnik. Nastąpiło zwolnienie elektrycznej zastawki liniowej i zaraz też zablokowanie bloku końcowego “F1/2”. Na nastawni wykonawcyej Chr-1 stacji Chrośnica odblokował się blok początkowy półsamoczynnej blokady liniowej, a dyżurny ruchu tej stacji – widząc to na powtarzaczu – zaraz zablokował na nastawnię wykonawczą blok dania nakazu i za chwilę na semaforze wyjazdowym „C” z toru nr 2 do Jastrzębska podany został sygnał „wolna droga”. Działo się to wtedy, gdy poc. pośpieszny 71002 wjechał już do stacji Chrośnica i ostrożnie z prędkością około 11km/h zbliżał się do tego semafora wyjazdowego. Po wyjeździe poc. 71002 ze stacji Chrośnica i po zablokowaniu bloku początkowego do Jastrzębska dyżurny ruchu stacji Chrośnica, Władysław B., przekazał dyżurnemu ruchu, Arkadiuszowi D., informację, że poc. 71002 odszedł o 04:25. Arkadiusz D., wpisał to do prowadzonego przez siebie dziennika ruchu, zamówił na nastawni wykonawczej Js-1 przygotowanie drogi przebiegu na przejście poc. pośpiesznego 71002  przez stację Jastrzębsko torem nr 2. Nastawniczy nastawni Js-1, Józef P., zablokował na nastawnie dysponującą Js blok dania zgody „F”, odblokował się blok otrzymania nakazu - „B” z toru nr 2 i na odnoszącej się do tego semafora tarczy ostrzegawczej podane zostały sygnały „wolna droga”.
 Na sygnał „wolna droga” na semaforze wjazdowym “F1/2” maszynista około 04:28 uruchomił poc. towarowy 71280 (dotychczas stojący przed tym semaforem). Prędkość poc. zaczęła stopniowo zwiększać się osiągając przy wyjeździe ze stacji Jastrzębsko około 60km/h.
                                                                                   c. d. n.

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #88 dnia: 21 Lipiec 2017, 13:19:27 »
  Dyżurny ruchu, Arkadiusz D., widząc przejeżdżający obok nastawni dysponującej Js poc. towarowy, oniemiał z wrażenia: jak to, poc. pośpieszny zmienił się w towarowy? Co się stało? Czyżby dyżurny ruchu z Chrośnicy pomylił numery? Zatelefonował do Chrośnicy pytając, co odjechało. Odpowiedź była jednoznaczna: 71002. Również nie mniej zaskoczony był tym poc. towarowym nastawniczy nastawni wykonawczej Js-1, Józef P., ale po chwili – wyglądając z okna nastawni zauważył z daleka, w okolicy semafora wjazdowego od strony Chrośnicy, trzy światła czołowe pociągu. Domyślił się, że stało się coś niedobrego. Telefonicznie zapytał dyżurnego ruchu, Arkadiusza D., co się dzieje, że zamiast pośpiesznego jedzie towarowy. Nie otrzymał żadnej konkretnej odpowiedzi, więc doradził Arkadiuszowi D., by ustawił semafor wjazdowy z Chrośnicy na sygnał „stój”, gdyż jego zdaniem światła czołowe, które widzi od strony Chrośnicy, należą do pośpiesznego 71002. Arkadiusz D. niezwłocznie przełożył dźwignie semafora wjazdowego „F1/2” do położenia zasadniczego i przez radiotelefon zaczął wzywać maszynistę poc. pośpiesznego 71002 do zatrzymania się. Na co otrzymał odpowiedź, że poc. ten już zatrzymał się.
  Dopiero teraz Arkadiusz D.  postanowił wyjaśnić sytuację ruchową, telefonicznie skonfrontował z dyżurnym uchu stacji Chrośnica dzienniki ruchu i dowiedział się, że przed poc. 71002 o 04:04 odszedł z Chrośnicy do Jastrzębska poc. 71280. Przy okazji Arkadiusz D. przekazał dyżurnemu ruchu stacji Chrośnica informację o przybyciu do Jastrzębska poc. 71002 o 04:29 i następnie zablokował blok końcowy „F1/2”. Nie namyślając się wiele postanowił w jakiś sposób  wprowadzić do dokumentacji pociągowej poc. 71280 i w dzienniku ruchu bezpośrednio pod poc. 71002 wpisał poc. 71280 i zapisy te wyglądały następująco:
- poc. 71002 odszedł z Chrośnicy o 04:25 – brak jego przybycia do Jastrzębska
- poc. 71280 brak odejścia z Chrośnicy, stację Jastrzębsko przeszedł (bez postoju) o 04:30 brak dojścia do st. Nowy Tomyśl.
  Wkrótce po uzupełnieniu dziennika ruchu przyszedł na nastawnię dysponującą Js maszynista poc. 71002, Jan S. dalszy ciąg faktów podano już na wstępie.
 Komisja dyrekcyjna miała poważny dylemat, a mianowicie rozstrzygnąć, jak doszło do tego, że dwa poc. tj. 71280 i 71002, znalazły się na jednym szlaku Chrośnica – Jastrzębsko przy sprawnie działającej półsamoczynnej blokadzie liniowej, przy nienaruszonych plombach i zamknięciach oraz przy wyjściu poc. 71002 z Chrośnicy na sygnał „wolna droga” na semaforze wyjazdowym. Jak już wspomniano, komisja dyrekcyjna stwierdziła na nastawni dysponującej Js st. Jastrzębsko nieprawidłowości, a w tym:
- zarysowania i zadarcia lakieru na obudowie przekaźnika grupowego „F1/2” przy nie naruszonym zamknięciu tej obudowy na kłódkę i jej zaplombowaniu,
- nieprawidłowości w prowadzeniu dokumentacji pociągowej.
  A nadto ogromne zdenerwowanie i niemal histeryczne powtarzanie przez Arkadiusza D., że wszystkiemu jest winna st. Chrośnica, wskazywały niemal jednoznacznie, że przyczyny powstania wypadku należy właśnie szukać na tej nastawni. Wobec czego zaczęto indagować dyżurnego ruchu, Arkadiusza D., by przedstawił bardzo dokładnie swoje postępowanie i wykonane czynności po otrzymaniu oznajmienia odejścia  poc. 71002 oraz by wyjaśnił, skąd się wzięły ślady zarysowań lakieru na obudowie przekaźnika grupowego „F1/2”. Na początku Arkadiusz D. starał się pominąć istotne w sprawie okoliczności, ale w końcu pod wypływem rzeczowych pytań zaczął się załamywać i stopniowo wyjaśnił, jak doszło do niedozwolonego oddziaływania  w urządzenia srk.
  W końcu indagowany o drut, który był narzędziem tych manipulacji, Arkadiusz D., pokazał gdzie przechowywane były dwa druty i jak należy manipulować obudową przekaźnika i drutem, by podnieść znajdujący się pod tą obudową przekaźnik, a tym samym zwolnić elektryczną zastawkę liniową.
Teraz komisyjnie ustalono, po zdjęciu plomby i otwarciu kłódki, ze górna obudowa przekaźnika grupowego z jednej strony była odgięta, ponieważ prawy nit był zerwany (nie trzymał), co umożliwiło odsunięciu górnej części obudowy przekaźnika o 40mm, a to z kolei dostęp drutem do przekaźnika i zwolnienie zastawki liniowej. Na płycie ebonitowej (do której były przymocowane) oraz na dolnej poziomej ściance kondensatora i na jego dolnych bocznych krawędziach były wyraźne ślady zarysowań i zadrapań drutem. Również na górnej części obudowy drugiego przekaźnika (zwolnienie przebiegu „c, d”) wiszącego obok były ślady mechanicznego oddziaływania.
  W toku dochodzenia służbowego komisja trafiła na zaskakującą okoliczność. Maszynista poc. 71280 Andrzej D., i jego pomocnik młodszy maszynista, Mirosław W., na zapytanie, dlaczego przy podchodzeniu do semafora wjazdowego stacja Jastrzębsko wskazującego sygnał „stój”, a następnie podczas postoju przed tym semaforem, nie wyjaśnili przez radiotelefon przyczyn zatrzymania poc. 71280, potwierdzili jednoznacznie, że poc. 71280 został przyjęty na tor 4 stacji Jastrzębsko i po postoju, od 04:15 do 04:30, wyprawiony w dalszą drogę, do stacji Nowy Tomyśl doszedł o 04:35. Postój na stacji Jastrzębsko potraktowali jako zamiar dyżurnego wyprzedzania poc. 71280 przez poc. pośpieszny, który w tym czasie powinien przechodzić. Widocznie poc. ten był opóźniony i dlatego poc. 71280 z Jastrzębska został wyprawiony w dalszą drogę. Dlatego, też nie wyjaśnili przez radiotelefon przyczyn zatrzymania poc. 71280 na stacji Jastrzębsko. Wyjaśnienia drużyny trakcyjnej poc. 71280, choć z pozoru logiczne, były sprzeczne ze stanem faktycznym ustalonym w toku dochodzenia służbowego, oraz zapisem na taśmie szybkościomierza elektrowozu ET22-885, według którego postój tego poc. pod semaforem wjazdowym  do st. Jastrzębsko (wraz z podchodzeniem do tego semafora) wyniósł 10min, a przejście przez Jastrzębsko odbyło się bez zatrzymania. Nie zdołano jednak ustalić czym kierowali się maszynista 71280 i jego pomocnik, młodszy maszynista, podając niezgodny ze stanem faktycznym postój na torze nr 4 st. Jastrzębsko. Czyżby chwilowo stracili orientacje w terenie i nie odróżniali toru szlakowego, sygnałów na semaforze wjazdowym od torów stacyjnych i semafora wyjazdowego z toru nr 4? Można przypuszczać, że gdyby przez radiotelefon domagali się wyjaśnienia przyczyny zatrzymania 71280 przed semaforem wjazdowym do st. Jastrzębsko, to prawdopodobnie nie doszło by do wyprawienia poc. pośpiesznego na zajęty szlak Chrośnica – Jastrzębsko.
                                                                        c. d. n.
« Ostatnia zmiana: 21 Lipiec 2017, 13:22:21 wysłana przez EN57-002 »

Offline EN57-002

  • Użytkownik
  • Wiadomości: 770
    • Zobacz profil
  • Skąd: Chorzów
Odp: Wypadki kolejowe (wydzielone z: Egzamin zawodowy...)
« Odpowiedź #89 dnia: 04 Sierpień 2017, 18:10:49 »
   Zastanawia fakt, że niedozwolone oddziaływanie na urządzenia srk na nastawni dysponującej Js stacji Jastrzębsko trwały od dłuższego czasu. Jak to mogło się stać, że nikt z nadzoru i nikt z pracowników utrzymania tego nie ujawnił? Że zawiadowca tej stacji, który do dnia powstania wypadku pełnił w turnusie na nastawni Js służbę dyżurnego ruchu, nic o tym nie wiedział? Jak sprawdzał i nadzorował podległy mu personel? Jak przyjmował służbę dyżurnego ruchu, skoro nie zauważył zarysowań i zadarć lakieru na obudowach przekaźników grupowych?
  A monterzy i zawiadowca odcinka sterowania ruchem pociągów lub jego zastępca podczas przeprowadzania okresowo konserwacji i sprawdzań? Czy rzeczywiście nie mogli nie zauważyć tych nieprawidłowości? Podkreślić trzeba, że od lat obowiązuje zarządzenie dyrekcji automatyki nakazujące personelowi utrzymania urządzeń srk m.in. zwracać szczególną uwagę na tego rodzaju oznaki zakazanych manipulacji w urządzeniach srk, a nadto zobowiązuje ono do utrzymywania obudowy przekaźników właściwe pomalowanych tak, by za każdym razem można było wykryć  usiłowanie lub dokonywanie tych zabronionych czynności.
  No, a ci usłużni koledzy po fachu, którzy młodego niedoświadczonego dyżurnego ruchu, Arkadiusza D., wprowadzili w arkana niedozwolonego oddziaływania na urządzenia srk? Nie dość, że sami naruszali przepisy, to jeszcze swego kolegę wprowadzili w nieszczęście. Jak się teraz czują, będąc moralnymi sprawcami powstania tego wypadku?
  Tak się dziwnie złożyło, że dochodzenie służbowe nie objęło wyżej wymienionych pracowników, ale niechże i oni zdają sobie sprawę, że pośrednio przyczynili się do powstania wypadku, a młodego człowieka wpędzili w tarapaty. Na pewno Arkadiusz D. długo będzie z goryczą wspominał o "koleżeńskiej przysłudze". Może w przyszłości nie będzie tak łatwowierny...
 Sprawa ma jeszcze jeden poważny aspekt. Niemal codziennie słyszy się narzekania na niedobory pracowników na stanowiska związane z ruchem poc. i wykonywaniem manewrów. Niewątpliwie niedobory te są znacznym utrudnieniem w pracy przewozowej kolei, dlatego m.in. zawiadowcy stacji (jak w konkretnym przypadku) pełnią służbę dyżurnych ruchu w turnusie. Jednocześnie w wielu przypadkach nie otacza się właściwą opieką młodych pracowników przystępujących do pracy na tych stanowiskach oraz niewiele się robi, by wdrożyć ich do prawidłowego wykonywania odpowiedzialnych obowiązków służbowych. Przeciwnie, powierza się ich pod opiekę nieodpowiedzialnych pracowników, co często kończy się wypadkiem już w pierwszych tygodniach samodzielnej pracy. Jeżeli taka będzie troska o kwalifikacje i wdrożenie do pracy młodych pracowników, to nie należy liczyć na wyraźne efekty naboru młodych ludzi do pracy na kolei.
Wypadek na szlaku Chrośnica - Jastrzębsko, a konkretnie na nastawni dysponującej Js stacji Jastrzębsko, niech będzie ostrzeżeniem dla tych wszystkich domorosłych amatorów niedozwolonego oddziaływania na urządzenia srk. dla dyżurnych ruchu, nastawniczych i zwrotniczych. Niech będzie ostrzeżeniem przed tolerowaniem tego przez pracowników utrzymania i nadzoru. Trzeba sobie zdawać sprawę, że wcześniej czy później kończy się to tragicznie, jeżeli chodzi o skutki, i że trzeba potem ponosić odpowiedzialność. W tym konkretnym przypadku tragicznych następstw nie było. A to tylko dzięki właściwe, chwalebnej postawie maszynisty poc. 71002. Za to maszynista Jan S. otrzymał nagrodę.
                                                                              tekst. inż. Władysław Ryński