Jest poniedziałek 19 grudnia 2005 roku, godz. 7.00. Na stacji Jeleśnia, pięknie położonej w górach, pomiędzy Żywcem a Suchą Beskidzką służbę dyżurnej ruchu obejmuje Danuta Garncarz. Dzień zaczęła dużo wcześniej, budzik zadzwonił o godz. 5.30. Po cichu, żeby nie budzić dzieci, 9-letniego syna i 6-letniej córki, szykowała się do wyjścia. Na dworze było ciemno, śnieg, który przez ostatnie dni gęsto sypał, teraz przestał i tylko wiatr przenosił go z miejsca na miejsce na drogi i tory.
Między wyżej położoną Suchą Beskidzką a Żywcem kąt pochylenia wynosi 19 stopni. Naturalnie nie cały czas. Są odcinki o większym nachyleniu, ale są też płaskie. Linia kolejowa wymusiła niwelację terenu i unikanie zbytnich nierówności w przeciwieństwie do dróg kołowych, które to wznoszą się, to opadają, prowadząc równolegle do trasy kolejowej, przecinając ją w wielu punktach. Ten kąt nachylenia odegra istotną rolę w dalszym ciągu opowieści.
Stacja kolejowa Jeleśnia. 11 km do Żywca, 24 do Suchej Beskidzkiej. Danuta Garncarz, młoda, wysoka kobieta, o pogodnym usposobieniu, jest tu powszechnie lubiana. Dzień był niezwykle pracowity.
Już o godz. 8.00 uruchomiano na jej posterunku telewizję przemysłową. Komisja odbioru pod przewodnictwem Zastępcy Dyrektora ds. Eksploatacyjnych Zakładu Linii Kolejowych w Katowicach mgr Karola Trońskiego, zakończyła ten odbiór około godz. 13. W dotąd gwarnym i pełnym ludzi pomieszczeniu dyżunego ruchu zrobiło się wreszcie cicho i spokojnie.
Punkt 14.00 ze stacji Sucha Beskidzka odjeżdża pociąg nr 34527 do Żywca. Prowadzi go Czesław Gałuszka, kierownikiem pociągu jest Lucyna Kubieniec. Pociągiem tym wraca do domu po służbie Zbigniew Piątkowski. Na pierwszych stacjach pociąg zatrzymuje się planowo, ale już o godz. 14.38 na stacji Hucisko ma ogromne kłopoty z hamowaniem i zatrzymaniem się przy peronie. Co gorsza, właśnie tu kąt nachylenia toru wyraźnie się zwiększa. Czesław Gałuszka próbuje rozmaitych sposobów zahamowania składu pociągu. Bez rezultatu.
Tymczasem z Żywca o godz. 14.33, nic nie wiedząc o kłopotach Gałuszki, wyrusza pociąg nr 43524 do Suchej Beskidzkiej. Pociągi te planowo mają się minąć na stacji Jeleśnia o godz. 14.58. Pociąg z Żywca jedzie planowo, mijając kolejne stacje.
Jest godz. 14.45. Zdesperowany Czesław Gałuszka sięga po radiotelefon, dzwoni do dyżurnej ruchu w Jeleśni: „Jeleśnia zróbcie coś, stawcie przelot, bo nie mam hamowania”. Przelatuje z prędkością 70 km/h przez stację Pewel Wielka. Mimo ogromnych wysiłków Gałuszki pociąg jeszcze nabiera szybkości. Zbigniew Piątkowski bierze klucze i biegnie na koniec pociągu, by wspomóc ręcznym hamowaniem wysiłki Czesława Gałuszki. Kierownik pociągu Lucyna Kubieniec bardzo spokojnie przeprowadza wszystkich pasażerów na tył pociągu, prosi by się położyli i złapali się poręczy. Próbuje nawet żartować, sama dając dobry przykład, byle tylko rozładować napięcie i nie dopuścić do powstania paniki.
Na stacji Jeleśnia Danuta Garncarz, po usłyszeniu dramatycznego wołania Czesława Gałuszki, rozpoczyna działania, które dzisiaj jesteśmy w stanie w pełni docenić.
Po pierwsze wywołuje przez radiotelefon maszynistę pociągu jadącego z Żywca, którym był Ryszard Budziak: „Zatrzymaj natychmiast pociąg! Udaj się do drugiej kabiny i uciekaj w stronę Żywca, bo jedzie na ciebie rozpędzony pociąg 34527 bez hamowania. Natychmiast! Czy mnie zrozumiałeś?”.
Ryszard Budziak, 36-letni ojciec trójki dzieci, 18 lat pracy na PKP, od 8 lat maszynista, natychmiast włącza kurek nagłego hamowania i przebiega przez cały pociąg do drugiej kabiny, odblokował hamulce i ruszył z powrotem. Poprosił kierownika pociągu, by wrócił do poprzedniej kabiny i podawał mu sytuację. 30-letni kierownik pociągu Maciej Polak, od 9-ciu lat na kolei, spełnił tą prośbę. Ryszard Budziak nie oglądając się na przepisy rozpędzał pociąg z każdą minutą nabierając szybkości.
W Jeleśni Danuta Garncarz działa jak w transie. Powiadamia dyżurnych ruchu na stacjach Sporysz i Żywiec. Poleca zamknąć przejazdy drogowe i nie otwierać ich aż do odwołania. Przekłada zwrotnicę nr 8, by umożliwić przejazd głównym torem pociągowi z Suchej, który już pojawił się u niej w kamerach przemysłowych. Powiadamia przez megafon podróżnych, że przeleci pociąg bez hamulców i nie zatrzyma się na stacji Jeleśnia. Poleca odsunąć się od krawędzi peronu. W kilkanaście sekund później pociąg nr 34527 przeleciał przez stację z szybkością około 90 km/h. Próbuje następnie wywołać obu maszynistów, ale bez skutku.
Ryszard Budziak osiągnął już ze swoim pociągiem szybkość około 70 km/h. Mimo to Maciej Polak informuje go przez radio, że nadjeżdżający pociąg zbliża się, ma do nich najpierw 200, potem 150, 100, wreszcie 30 metrów. Te właśnie słowa o 30 metrach usłyszała w Jeleśni Danuta Garncarz. Potem nastąpiło 15 minut strasznej, przerażającej ciszy.
Maciej Polak, gdy odległość między pociągami wynosiła 30 metrów jako ostatni wycofał się szybko w głąb pociągu. Pasażerowie już dawno przeszli do czoła składu.
Różnica szybkości wynosiła w tym momencie 20 km/h. Tylko 20 km/h.
Ryszard Budziak wiedział, że za chwilę mogą znaleźć się na moście, gdzie skutki uderzenia i ewentualnego wypadnięcia z torów mogą być tragiczne. Wobec tego decyduje się na przyjęcie zderzenia i wyhamowanie obu składów. Są właśnie w Świnnej, gdy następuje zderzenie. W tym momencie Ryszard Budziak włącza hamulce. Pociągi przejeżdżają jeszcze około 30 m i stają.
W Jeleśni mijają kolejne minuty. Wreszcie ulga, kiedy Danuta Garncarz usłyszała kierowniczkę pociągu Lucynę Kubiniec wywołującą Sporysz: „Nie ma wypadku śmiertelnego, nie ma ciężko rannych, przyślijcie pogotowie, bo krwawi maszynista Ryszard Budziak”. Ryszard Budziak jest ranny w twarz, Czesława Gałuszkę rzuciło o pulpit - ma stłuczone żebra i jest w ogóle potłuczony.
Żadnemu z pasażerów poza drobnymi potłuczeniami nic się nie stało.
W wyniku zderzenia tylko pierwszy wózek, na którym osadzone są koła, wyleciał z szyn. Wszyscy pasażerowie, którzy skorzystali z pomocy lekarskiej, po opatrzeniu w szpitalu w Żywcu zostali zwolnieni do domów. Jedynie maszynista Czesław Gałuszka przetrzymany został w szpitalu trzy dni. Zresztą obaj maszyniści byli na zwolnieniu lekarskim około miesiąca.
W pociągu zmierzającym do Żywca znajdowało się około 30 pasażerów. W drugim pociągu podróżnych było niewiele mniej.
Dzięki opisanym tu ludziom, podjętych przez nich działaniom, nie doszło do tragedii. Bohaterowie reportażu podkreślali, że starali się jak najlepiej wykonać swoją służbę. Że każdy na ich miejscu postąpiłby tak samo. Ale to właśnie oni pełnili służbę konkretnego dnia, w konkretnym czasie, konkretnej sytuacji. Podejmowali te działania nie zawsze zgodnie z paragrafami regulaminów. Podpowiadała im intuicja i zdrowy rozsądek.
Zakład Taboru w Krakowie wystosował do obydwu maszynistów list gratulacyjny i przyznał im premie pieniężne. Dyrektor Karol Trzoński na wieść o wypadku przyjechał na miejsce, a potem odwiedził maszynistów i pasażerów w szpitalu powiatowym w Żywcu. Dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Katowicach Lucjan Cieplik przyznał nagrodę pieniężną dyżurnej ruchu Danucie Garncarz.
źródło:
www.wolnadroga.pl/index.php?s=7&n=311663