Pozwólcie, że nie chcąc robić zamieszania, ani nikomu problemów nie podam informacji na jakiej widziałem go stacji.
Tu się akurat z Tobą nie zgodzę. Niepodzielenie się taką informacją, przynajmniej z właściwym dyżurnym ruchu, może mieć poważne następstwa.
Opowiadał mi kiedyś znajomy maszynista sytuację jaką miał (parę lat temu) w stacji Pruszków (jadąc CMK w stronę Warszawy zjeżdża się w Grodzisku Mazowieckim i następna stacja to Pruszków).
Prowadził "pociąg pocztowy" V=80 km/h. Zbliżając się do Pruszkowa od strony Grodziska, ostatni semafor SBL wskazywał światło pomarańczowe (wjazd na stój).
Podjechawszy bliżej okazało się że wjazd już podany "na zielono". Minął semafor z prędkością ~70 km/h. Pierwszy napotkany rozjazd "na ostrze" był ustawiony w bok. Lokomotywę ponoć aż poderwało od wewnętrznej strony łuku. Na szczęście nic się nie stało, poza tym że kierownik spadł w wagonie ze stołka i dość mocno obił sobie ramię.
Rzeczony maszynista udał się na nastawnię celem wyjaśnienia sytuacji. Otwarcie powiedział dyżurnemu, że będzie pisał z tego raport, chyba że dyżurny się pomylił, a jako że nic się nie stało to on to może zrozumieć. Dziś się pomylił dyżurny/nastawniczy, ale jutro może się pomylić maszynista. Dopóki nic złego się nie stało, to zawsze można się jakoś porozumieć (to jeszcze była jedna wspólna kolej). Dyżurny stwierdził, że ze strony służby ruch wszystko jest w porządku i jeśli maszynista chce pisać raport, to proszę bardzo.
Takoż się stało - maszynista zjechał do szopy, napisał raport i poszedł na dwutygodniowy urlop.
Wraca z urlopu - wezwanie do prokuratury w sprawie wydarzenia kolejowego w stacji Pruszków. Pierwsza myśl - kierownik się wtedy bardziej połamał
Pojechał na spotkanie z prokuratorem. Okazało się, że jakiś tydzień po zdarzeniu identyczną sytuację miał iny maszynista z tej samej szopy, ale pociąg pasażerski się położył. Gdyby nie to, że sytuacja taka była już poprzednio zgłoszona wszyscy uznali by winę maszynisty - nie obserwował semaforów. Ponieważ jednak była notatka o takim zdarzeniu, komisja wypadkowa popracowała trochę dokładniej. Okazało się, że jakiś przekaźnik odpowiadający za wyświetlenie dolnego pomarańczowego światła był uszkodzony i czasem nie kontaktowały styki. Skutek był taki, że semafor normalnie wskazywał 40 km/h, ale wystarczyły dwa razy gdy styki się nie zamknęły i zamiast 40 km/h było V=max wynoszące dla tego szlaku 120 km/h.
To tyle opowieści. Mnie tam nie było, więc nie wiem ile w tym prawdy (chociaż czemu miał gość kłamać opowiadając). Ogólnie chodzi o to, że takie sytuacje należy zgłaszać dyżurnym ruchu w trosce o bezpieczeństwo.
Ech rozpisałem się...