Odruchowo nacisnął jedną ręką klawisz bloku końcowego a drugą przycisk induktora i w ten sposób zablokował blok końcowy półsamoczynnej blokady liniowej a na post. odstępowym Łopatki odblokował się blok początkowy co jednoznaczne było ze stwierdzeniem, że pociąg towarowy 11281 przybył z sygnałem końca pociągu do stacji Nałęczów. Niezależnie od tego, jaki był stan urządzeń półsamoczynnej blokady liniowej, należy podkreślić, że przed potwierdzeniem przybycia pociągu przy telefonicznym zawiadamianiu, jak i przez zablokowanie bloku końcowego, dyżurny ruchu lub nastawniczy ma bezwzględny obowiązek upewnienia się, czy pociąg przybył z sygnałem końca pociągu i minął miejsce sygnałowe na konkretnym torze. W tym przypadku dyżurny ruchu nie dopełnił tego obowiązku. Dodać tu tylko należy, ze w tym czasie nie było przeszkód, które utrudniałyby wykonanie Stanisławowi K. tych podstawowych czynności, a nadto z okien nastawni dysponujacej "Nw" bardzo dobrze widoczne były światła czołowe tego pociągu stojącego przed semaforem wjazdowym A1/2 do Nałęczowa.
Po otrzymaniu od dyżurnej ruchu post. odstępowego Łopatki, Bożeny J., zawiadomienia o odejściu pociągu pośpiesznego 52501 do Nałęczowa, Stanisław K. uświadomił sobie, że na odstępie Łopatki - Nałęczów mogą być dwa pociągi. Spojrzał przez okna nastawni w kierunku Łopatek i z przerażeniem stwierdził trzy światła czołowe pociągu przed semaforem wjazdowym A1/2 do stacji Nałęczów. Zdał sobie sprawę z groźnej sytuacji i jedyne wyjście z opresji widział w radiotelefonie. Zaraz zaczął wywoływać mechanika pociągu 52501. Po kilkakrotnym wywoływaniu zgłosił się mechanik, któremu kazał się natychmiast zatrzymać. Ku zdenerwowaniu Stanisława K. zamiast niezwłocznego wykonania polecenia mechanik zapytał go o przyczynę polecenia, więc Stanisław K. poinformował go, iż jeszcze nie przybył do Nałęczowa pociąg towarowy. Po wydaniu tego polecenia dyżurny ruchu utwierdził blokiem przebiegowo-utwierdzającym uprzednio przygotowaną drogę przebiegu i wyświetlił dla pociągu towarowego 11281 na semaforze wjazdowym A1/2 sygnał "jazda z prędkością nie przekraczającą 40 km/h, a przy następnym semaforze "stój" (dwa ciągłe pomarańczowe światła). Zaraz wywołał przez radiotelefon mechanika pociągu towarowego 11281 ponaglając bo, by szybko wciągał się do stacji. Po chwili otrzymał odpowiedź:
- "tylko co ruszyłem pociągiem coś mnie pchnęło z tyłu i spadło ciśnienie w przewodzie głównym hamulcowym".
Teraz już Stanisław K. wiedział, że nastąpiło nabiegnięcie pociągu pośpiesznego na koniec pociągu towarowego.
W toku wyjaśnień złożonych po powstaniu tego wypadku dyżurny ruchu dysponujący, Stanisław K., podał, że nie znał przyczyny zwolnienia się zastawki liniowej nad blokiem końcowym "KoA", nie dokonywał żadnych niedozwolonych manipulacji przy zastawce nad blokiem końcowym oraz nie wiedział nic o śladach zadrapań i wytarć lakieru między obudową zastawki a jej podstawą, jak również nie wiedział, skąd się te ślady znalazły.
Zdawał sobie sprawę z tego, że przed zablokowaniem bloku końcowego miał obowiązek sprawdzić, czy pociąg minął z sygnałem końca pociągu miejsce sygnałów w stacji. W dzienniku ruchu w rubryce 9 "Uwagi" przy pociągu 11281 wpisał słowo "klin", co oznaczało zastosowanie zamknięcia pomocniczego. Dokonał tego wpisu przed wejściem tego pociągu na tor nr 3, choć wiedział, że robi się to dopiero po wejściu pociągu na określony tor w stacji. Stanisław K. stwierdził, że nie wiedział o tym, że zastawka liniowa nad blokiem końcowym była zwolniona, gdy pociąg towarowy 11281 stał przed semaforem wjazdowym A1/2 do stacji Nałęczów a zablokował blok końcowy odruchowo, ponieważ zdawało mu się, że pociąg ten przeszedł obok nastawni dysponującej. Zaraz też uświadomił sobie, że dla pociągu 11281 nie podał sygnału zezwalającego na semaforze wjazdowym. W dalszym ciągu swych wyjaśnień Stanisław K. podkreślił, że oprócz zablokowania bloku końcowego do Łopatek, nie podał dyżurnej ruchu tego posterunku, Bożenie J., telefonicznego potwierdzenia przybycia pociągu 11281 do Nałęczowa, tak jakby zapomniał o tym że podstawą prowadzenia ruchu pociągów na odstępie Łopatki - Nałęczów była półsamoczynna blokada liniowa. Przycisku "alarm" nie użył, gdyż - jego zdaniem - zerwanie plomby na tym przycisku i rozbicie masy zajęłoby mu więcej czasu niż wywołanie przez radiotelefon mechanika pociągu 52501. To wyjaśnienie nie wymaga komentarza.
Odrębną sprawą było pełnienie służby w nocy z 31 grudnia/01 stycznia przez innych pracowników stacji Nałęczów. Według dyżurnego ruchu dysponującego, Stanisława K., w czasie tego dyżuru nastawniczy nastawni dysponującej "Nw" Janusz C. do chwili powstania wypadku opuszczał kilkukrotnie nastawnię, średnio na około 5 minut, a tylko w jednym przypadku na około 30-40 minut. Po wypadku Janusz C. zwolnił się u niego i udał do domu do trójki dzieci pozostawionych na noc bez opieki. Dodać należało by, że żona Janusza C. w tym samym czasie pełniła obowiązki dyżurnego peronowego w Nałęczowie.
A co na ten temat powiedział nastawniczy Janusz C.? 31 grudnia służbę na tej nastawni rozpoczął o godzinie 19:00 z tym, że nie miał jej od kogo przyjąć, ponieważ nastawniczy dziennej zmiany zwolnił się z pracy przed zakończeniem służby. Po godzinie 21:00 poszedł do domu po śrubokręt, którym posłużył się do naprawy telefonu na nastawni dysponującej, a następnie odwołał uprzednie wezwanie montera do jego naprawy. Około godz. 03:00 posłał go dyżurny ruchu, Stanisław K., do budynku stacyjnego po druki kontrolki zajętości toru. Po powrocie na nastawnie dysponującą z tymi drukami zwrócił się z prośbą do Stanisława K., aby pozwolił mu udać się do domu, by zaopiekować się dziećmi. Otrzymał zgodę i poszedł do domu.
c. d. n.